środa, 29 kwietnia 2015

Nieuwaga

Możemy jechać do M1? D.P. jak słyszy o zakupach cały się trzęsie. Wiesz przyjedź z Maluchem za jakieś...czterdzieści minut. Zerkam na zegarek, ile czasu mi zostało na zakupy. Przyjeżdżają trochę wcześniej pod samą przebieralnię. Jesteś tu? Jestem, jestem- wołam, przymierzając kolejny ciuch. Wychodzę z naręczem ubrań. Co? Po co ci tyle tego? Na wakacje, na rower wyliczam. Zobacz buty, może ci się coś spodoba zachęcam. Z nim się nie da jeździć- skarży się na naszą pociechę. Wszystko bierze, ściąga. Teraz wiesz, dlaczego wolę robić zakupy bez niego. Siedzimy sobie z Maluchem na ławeczce nieopodal Castoramy. Wiesz tylko pięć minut, zaraz wracam. Maluch raczy się słodkim ciasteczkiem, popijając soczkiem jabłkowym. W domu po raz kolejny mierzę leginsy, strój kąpielowy...Podoba ci się? Baaardzo. Maluch siedzi w fotelu z pudełkiem świeżo kupionych jajek. Co ty zrobiłeś dzidziulu? Zauważył niezabezpieczoną lodówkę i zdążył się obsłużyć pod nieobecność rodziców. Nieuwaga D.P. kosztowała go sprzątanie masy jajecznej z podłogi i dywanu. Zimno. Zdecydowanie za zimno na rower. Zostaje basen.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Równowaga

Przelotne ulewy, letnie burze. Czytam prognozę pogody na następny dzień. Nieprzewidywalnie. Zanim jeszcze deszcz niepostrzeżenie wkroczy w moją codzienność ruszam rowerem przed siebie. Wokół jest soczyście zielono. Mijam równe rzędy prostokątnych pól. Czuć zapach obornika i intensywną woń przydrożnych kwiatów. Chmurzyca dzieli się swoją wielką radością. Będzie druga córka. Równowaga w przyrodzie musi być. Zajeżdżam po kołocz. Pod piekarnią stoi grupka wytrwałych. Osiem bochenków chleba. Dziesięć z serem, dziesięć z makiem. Chyba to mrożą, myślę sobie. Gubię się po nieznanych uliczkach mojej gminy. Droga na skróty, wydaje się nie mieć końca. Mój rower świetnie radzi sobie na asfalcie, gorzej na polnych drogach. W powietrzu czuć oziębienie. Jeszcze ciepłe zawiniątko z piekarni grzeje mi plecy. Maluch biega po podwórku. Chodź, kupiłam ciasto. Chowa się do swojej zielonej kryjówki. Gałązki wierzby zamykają się za nim. Chwilę siedzi w tym swoim namiocie. Łapie garść czerwonego żwirku i układa na stole. Kroję mu kawałek drodżówki. Nie potrafi spokojnie usiedzieć. Biegnie za tatą, który postanowił schować mój rower. Wyłączyłaś lampkę? Codziennie za ciebie to robię. Od czego ciebie mam?- pytam. Od czego ja cię mam?- pyta on. Dla przyjemności- odpowiadam. Poziom szczęścia płynący z mojego żołądka do mózgu został wyrównany.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Niebo

Podsyłam Pani Prezes propozycję wejścia na śpiącego rycerza . Możemy spać w schronisku na Hali Kondratowej, a zejdziemy Doliną Strążyskiej- proponuję. Ta studzi mój zapał. Spokojnie, nie tak szybko. Ćwicz, ćwicz formę, to wejdziemy. Może drzemie we mnie chęć, by udowodnić sobie, że dam radę i szczyty Tatr nie są mi straszne. Póki co jeżdżę na rowerze, nie oszczędzając swoich nóg. Żebyście tylko kalekami nie zostały- dodaje rodzicielka. Wiesz, jedna drugą będzie na wózku pchała- żartuję. Każda opowieść o górskiej eskapadzie budzi we mnie tęsknotę, by znaleźć się bliżej nieba. Marzę, by wieczorem wyjść na dwór i spojrzeć na rozgwieżdżone niebo. Pewnie będę siedziała na ławeczce opatulona wełnianym kocem, albo grubym swetrem. Pani Prezes rozłoży się na ławce obok, ze swoim plecakiem pod głową. Dwa włóczykije, a gdzieś poniżej tego wszystkiego życie.

Shape of my heart


niedziela, 26 kwietnia 2015

Wrażenia

7:21 dzwoni Pani Prezes. Gdzie jesteś? Stoję obok tabliczki z numerem 42. Już jadę. Uff. Myślałam, że chce mi przekazać wiadomość: nie jedziemy. Ruszyłyśmy trasą na Bielsko. Dopiero w Złatnej zapytałyśmy się kobiety stojącej przy drodze, gdzie zaczyna się szlak na Halę Lipowską. Niech panie jadą do końca tej drogi. Od początku szłam z nastawieniem, że muszę tam dotrzeć, choćby nie wiem co. Dzisiaj rano kręgosłup jednak dał mi znać: gdzie ty się moja droga wybierasz....Na szczęście żółta tabletka załatwiła sprawę. Pani Prezes trenowała z Mamą Bliźniaków na piasku do nowego sezonu. Wiesz, wczoraj wróciłam i nie mogłam się ruszyć, ale już jest o niebo lepiej. Pocieszała mnie myśl, że moja siostra nie ruszy z kopyta i mnie nie zostawi gdzieś na szlaku. W schronisku przyznała się, że końcówka dała się jej we znaki. Za to nowym szlakiem schodziła jak młoda kozica, a ja za nią zapadałam się po kolana w śniegu. Dzień dobry- zagadnął do nas starszy mężczyzna. Gdzie to panie idą? Na Rysiankę i Na Halę Lipowską. I na Krokuski też?- dodał on. Zastanawiałam się, gdzie są te Krokuski...Okazało się, że pięć minut przed Rysianką na zboczach zakwitły krokusy. Skakałyśmy w naszych nielekkich butach i fotografowałyśmy te fioletowe cuda natury. Pod śniegiem płynęły wartkie strumyki wody. Wystarczył jeden fałszywy krok, by zagłębić się w cienkiej warstwie śniegu i wpaść do lodowatej wody. Gałązki świerczyny zieleniły się na białym śniegu. Powietrze tak inne do tego, którym oddycham na co dzień na Śląsku. Popatrz widać Tatry- cieszyłam się swoim odkryciem. W schronisku obsłużył nas mężczyzna z wytatuowaną ręką. Jakieś dziewczyny piły wódkę i piwo na zewnątrz budynku. Herbata z fusami. Dawno takiej nie piłam- uśmiechnęłam się. Pani Prezes zamówiła pieczonki i kwaśnicę. Dla mnie proszę jabłecznik. Sami pieczecie?- upewniłam się. Kwaśne jabłka rozpuszczały się powoli na języku. Schodziłam rozważnie stawiając swoje stopy. Daleko do schroniska? - zagadnęło nas na żółtym szlaku dwóch mężczyzn. Zapraszamy na herbatę. Pani Prezes uprzejmie podziękowała. W drodze powrotnej zatrzymałyśmy się na kawę we Wiśle. Ostatni przystanek przed powrotem do domu, do dzieci.

Krokusy w Beskidach



sobota, 25 kwietnia 2015

Cząstka

Przepraszam, czy była pani dzisiaj u nas? Tak byłam, tylko tym razem kupuję lody- uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Mały co prawda zjadł podwójną porcję bitej śmietany, ale za to bez marudzenia udało mi się namówić go na spacer. Chciałam spalić gałkę malagi, a przy tym pokazać Małemu miejsce, gdzie czasami można spotkać piękne konie. Tym razem mimo późnej pory czekały na wybiegu. Maluch co chwilę ściągał swoje buciki, zrzucał skarpetki i blokował na wszelkie możliwe sposoby spacerówkę. Jasnozielone listki na brzózkach, budziły ochotę, by dotknąć tego wiosennego piękna. Popatrz jak słońce przebija przez chmury, widzisz te kolory? Nieopodal spalonego pnia drzewa spacerował bażant. Szukał drogi ucieczki, kiedy tak powoli zbliżaliśmy się do niego. Mały zrezygnował z fryzjera na rzecz hamburgera. Potem tylko marudził. Mięso smakuje jak naleśnik, co tu robi ten ogórek kiszony, za mało sosu hamburgerowego, za dużo musztardy. Wiesz co, już nigdy nie kupię ci hamburgera i będzie spokój. To nie twoja wina, to oni robią kiepskie hamburgery- chciał mnie udobruchać Mały. Może obejrzymy film?- zapytał D.P. Na szczęście lepiej się czuje i może zająć się dziećmi. Co my tu mamy? Diana, nie widziałam. Płytka była w ostatnim numerze TS. Bardzo kobiece kino, momentami bliskie, zabawne i jednocześnie radosne i tragiczne. Odkryłam, że poziom mojego szczęścia jest uzależniony od wysiłku i dobrego jedzenia....I nie chodzi o to, by umierać z przejedzenia, ale by skosztować choć odrobinkę. Tak jak całowanie się z ukochanym, a jednocześnie ręce są związane. Przeszłością, teraźniejszością. W żadnym maratonie, a nawet półmaratonie nie wezmę nigdy udziału, ale mam nadzieję, że moje ciało, mój kręgosłup mnie jutro nie zawiedzie. Chcę być blisko tej przestrzeni, potrzebuję tej cząsteczki, która nadaje życiu sens.

środa, 22 kwietnia 2015

Ochota

Obudziła się we mnie przemożna ochota, by ruszyć na dwóch kółkach sobie znanymi ścieżkami. Niedźwiedź już od kilku tygodni jeździ na  rowerze i podsyła mi swoją aplikację. Wiesz, jak w weekend będzie ciepło robię stówę- chwali się. Dzisiaj zaczęłam skromnie, ale ustawiłam przerzutki tak, by moje nogi odczuły wysiłek. Zatrzymałam się przy drewnianym domku, gdzie  można kupić dorodne rzodkiewki, czy swojskie sałatki i mleko. Niestety prócz mleka nie mieli nic innego do picia. Zerknęłam na okładkę książki, którą czytał sprzedawca. "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Uśmiechnęłam się w duchu. Mężczyźni czytający takie pozycje, to jakiś ewenement. Nieopodal siedziała grupka mężczyzn, która lustrowała wzrokiem każdego przechodnia. Czułam, że powoli po moich plecach płynie strumyczek słonego potu. Termalna bluzka w kolorze lazurowym, przylegała do mojego ciała jak druga skóra. Kiedy ją parę miesięcy temu wybierałam, kierowałam się kolorem. Ma być na tyle jasny, by wszyscy mijający mnie kierowcy, dobrze widzieli moją sylwetkę. Póki co jestem zauważana przez innych rowerzystów. Witają się skinieniem głowy lub machają ręką na powitanie. Na Darwina starsza pani zatrzymała się przy drodze i zrywała długie, zielone mlecze. Moja babcia robiła to samo. Karmiła tą wiosenną zieleniną młode kurki. Rolnicy siedzieli na swoich naczepach , na których znajdowały się góry ziemniaków gotowych do posadzenia na polu. Miałam wrażenie, że szczerze dziwią się mojej rozrywce. Tak jakbym słyszała babcię Chmurzycy spod rzeszowskiej wsi:" Narty, co za fanaberia!". D.P. leży przeziębiony w ciemnym pokoju. Razi go słońce, z oczu płyną łzy. Może radio ci przyniosę? Po co? Powoli wstaje z łóżka, choć chłopaki nie mają z niego pożytku. Maluch biega po podwórku. Jego małe rączki dopadają  kwiatów czereśni. Słuchaj nie wolno zrywać tych kwiatuszków, bo nie będzie owoców. Uwielbia wchodzić pod daszek, gdzie D.P. składuje drzewo do kominka. Wrzuca swoje plastykowe grabki i foremki, bawi się patykami i korą. Wspina na pieńki. Ciekawią go mrówki i pająki. Chodź wracamy do domu. Krzyk, płacz. O popatrz tłusta mucha siedzi na ścianie...Cisza.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Coś dobrego

Apetyt Małego jest wprost zdumiewający. Po wczorajszym treningu połknął wielką bułkę pszenną z kotletem mielonym i dwa jajka na miękko. Pyszny jest ten hamburger- pochwalił swoją kolację, przeżuwając ostatnie kęsy buły. Pozazdrościłam mu i zanim wyszedł rano do szkoły zjedliśmy na śniadanie kolejne hamburgery. Maluch biegał wokół stołu i gryzł swój kawałek bułki. Siedzieli później razem na wersalce i słuchali muzyki, którą wybierał Mały. Mama wiesz kto to śpiewa?- Nelly Furtado z...nie pamiętam. Tutaj jest napisane, że tylko ona. Po chwili skorygował jednak swoją wypowiedź. Dostałam jeszcze trzy muzyczne zagadki, ale żadnego Naughty boy nie kojarzyłam. Chodź Maluch jedziemy do przychodni po receptę. Uwielbiam lekarzy wydających recepty zaocznie. Nie muszę siedzieć w żadnej kolejce na niewygodnej ławeczce i czekać....Twarz mojego nastolatka pokryła się czerwonymi wykwitami. Mam nadzieję, że pianka do mycia twarzy zyska jego aprobatę. Babcia Marysia dzwoni. Rozmawiamy chwilę. Posadziła w swoim ogródku jakieś kwiatki pod płotem. Moje babcie łączy Telewizja Trwam i różne formy życia religijnego. Babcia odmawia koronkę do Miłosierdzia Bożego, codziennie pięć różańców. Przed rekolekcjami uprzedziłam Małego, by z kolegami nie robił zakładów, że całą mszę przesiedzi w krzakach. W ubiegłym roku trzech kolegów z jego klasy, w taki sposób umilało sobie rekolekcje. Nie chcę go zmuszać, sam wybierze swoją drogę. Zielone zboże powschodziło na okolicznych polach. Brzoskwinia stoi obsypana różowym kwieciem. Może nie zmarznie i obrodzi soczystymi owocami jak dwa lata temu. Marzy mi się coś dobrego, co zostaje. Gdzieś tam z tył głowy nadal to czuję....

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Różnice

Wiesz mama dziadek jest dobry w piłkę- chwali nestora rodziny Mały. Wygrała młodość. Tyle, że różnica wieku między graczami to ponad pół wieku. Zazdroszczę teściowi werwy. Ciągle zachowuje się jak młody gniewny. Żadnych letnich emocji z nim nie kojarzę. Od kiedy go znam, pije parzoną kawę. Żeby to jedną...ale zwykle pięć. Godo nawet wtedy, gdy go obcinam na krzesełku w łazience. Jedyna fryzjerka, którą toleruje. Kiedy mnie obetniesz?- dopytuje Mały. Póki co nie mam ochoty. Łazienka jest później zasypana jego włosami, które przyklejają się do wykafelkowanych ścian i mebli. Strzyżenie i sprzątanie łazienki w pakiecie. Nie uśmiecha mi się. Powtórzyłeś angielski? Taaak- odpowiada niepewnie. To chodź przepytam cię. Włosy jeżą się, jak słyszę niektóre herezje. Po raz setny tłumaczę różnice między czasem Present Simple, Simple Present  Continuous i Past Simple. Sprawdzam ćwiczenia, czerwoną kredką zaznaczam błędy. Mały nie widzi innych kolorów. Ostatnio wraca ze swoim kolegą z klasy. Chwali się, że ma szlaban na granie. Co się stało?- pyta Michał. Dostałem czwórkę z kartkówki z angielskiego. Uuu straszną masz mamę- żałuje Małego kolega. Kilka tygodni temu podtykam mu pod nos folder z ofertą kolonii. Cieszę się, kiedy wybiera moją propozycję. Obóz językowy z native speakerem nad morzem. Drugą zaproponowaną ofertę odrzuca z miejsca. Żadne Bieszczady i górskie wędrówki nie wchodzą w rachubę. Może kiedyś doceni takie wyprawy, a może nigdy...Zimny, wiosenny wiatr hula. Przytulam lodowate dłonie do ud. Zimno ci- pyta D.P. zerkając znad komputera. Dotykam go w odpowiedzi. Wzdryga się, jak by przeszedł go prąd. Idę dorzucić do kominka- mówi. Opatulam się wełnianym kocem, powolutku rozgrzewa moje zziębnięte wieczornym pływaniem ciało. Idealne zakończenie dnia...

sobota, 18 kwietnia 2015

Konfiguracje

Włącz może ten GPS- powiedziałam wsiadając do samochodu Mamy Bliźniaków. Adres znałyśmy, ale club do którego zamierzałyśmy się udać, mieści się w części miasta, gdzie przebiega główny front robót DTS. Wiesz, zaparkuję tutaj- zdecydowała siostra, kiedy tak kluczyłyśmy po gliwickich uliczkach. Pogoda tego dnia gwałtownie się zmieniła, więc kiedy wyszłam z samochodu, chłód wdarł się pod moją marynarkę. Czułam się jak na bułgarskiej plaży, kiedy zmierzałyśmy do celu. Wszędzie tony ciemnego piachu. W lokalu Mama Bliźniaków zajęła się komentowaniem strojów niektórych pań. Cóż dwadzieścia lat minęło i pewnie niektóre bluzeczki w rozmiarze small przeleżały w szafie, by teraz mieć swoje wielkie wyjście. Panie i panowie z grupy Bollywood, zwracali uwagę chustami ze złocistymi ozdobami. Tańcząca dziewczyna zajęła się rozpinaniem koszuli wysokiego blondyna, by po chwili jej ręce zeszły do parteru mężczyzny. Panie wymieniały się partnerami i przy okazji tworzyły różne konfiguracje. Żadne tam szare myszki, żadne kłody. Niektórzy panowie wyszli na parkiet z piwem, by po chwili z powrotem grzecznie stać przy barze. Ochroniarze i sprzątaczka się nie nudzili. Zamówiłam dla nas piña coladę. Młody chłopak udający barmana sprawdzał w karcie skład przy robieniu tego drinku. Przynajmniej wszystko w nim będzie. Pomyślałam sobie o minie najmłodszej z sióstr. W Old Cuban barze byłam oczarowana barmanem. Z łatwością i lekkością przychodziło mu serwowanie coraz to bardziej wymyślnych drinków. Wytańczone za wszystkie czasy, wróciłyśmy przed północą. Dom już spał...Ktoś inny rano wstanie i ruszy w góry. Ja w tym moim wolnym, sobotnim czasie upiekłam jedwabisty sernik z cytrynowo-kokosową nutą z dodatkiem serka mascarpone...Przez żołądek do serca...czyżby?

piątek, 17 kwietnia 2015

Osłoda

Pod palcami wyczuwam twarde mięśnie, chłonę całą sobą  zapach. Szczęśliwa, piękniejsza zasypiam. Wyjazd w góry zostaje odroczony. Pani Prezes obiecuje pożyczyć mi jakieś szybko schnące spodnie. Innym razem pojadę. Sama. Może. Nikt nie ma ochoty lub czasu na górskie wędrówki. Maluch budzi mnie przed czwartą. Wchodzi do łóżka. Do rana śpimy razem. Tym razem to ja budzę się pierwsza. Zjadam ostatni kawałek ciasta na śniadanie. Czekolada powoli rozpuszcza się, pozostawiając słodko-gorzki smak na języku i podniebieniu. Mama Bliźniaków chwali się nowymi drzwiami, fototapetami. Ma pełne ręce roboty. Może pójdziemy potańczyć? Piszę jej porannego sms-a. Chętnie, porozmawiam z M. Brakuje najmłodszej z sióstr, ale ta zamierza bawić się ze znajomymi w stolicy. Nikt nas nie będzie przebierał, stylizował...Mężczyźni zostają w domach, pilnując dzieci. Może ściskają w dłoniach jakąś szklaneczkę na osłodę pracowitego tygodnia. Noc należy do nas Panowie....

czwartek, 16 kwietnia 2015

Kiedyś...

W ogródkach zakwitły złociste forsycje. Rozświetlają swoim blaskiem szare płoty  i gołe gałązki krzewów. Powoli otwierają kwiaty różowo-białe magnolie. W Pradzie jest taka uliczka. Stare kamieniczki, a pomiędzy nimi szpaler tych pięknych drzew. Widok zapiera dech w piersiach. Oglądam zamieszczone przez Masami zdjęcia kwitnących wiśni w Japonii. Dziewczyna o jedwabistych włosach, siedzi w różowym kimono. Parę lat temu spędzamy razem Sylwestra. Mama Bliźniaków chce jej pokazać Polskę. Dziewczyna o twardej głowie. Zapytana, czy napije się wina, pije wino. Szwagier z D.P. częstują ją wódką. Wytrzymała. O północy biegają w adidasach po śniegu i w cienkich bluzach. Oglądam z okna balkonu pokazy sztucznych ogni. You look great.- piszę. Zaprasza na wiosnę do Japonii, uśmiecham się....kiedyś...Co to jest?- pyta D.P. Sukienka. Kręci głową z dezaprobatą. Muszę oddać. Za mała. Musiałabym odciąż biust i parę centymetrów w biodrach. Dwa dni temu wchodzi do łazienki. Mogłabyś brać udział w tych filmach o Auschwitz. Dzień później kurier przynosi sukienkę, w którą się nie mieszczę i nie jest to bynajmniej rozmiar S! Skandynawska rozmiarówka jest dużo bardziej pocieszająca. Rozpuszczam w kąpieli wodnej ciemną czekoladę. Obliż łyżkę- mówię do Małego. Długo nie trzeba go prosić. Oglądają na Czechu Ligę Mistrzów. Bayern dostaje lanie od Porto. Oglądam gole na powtórkach. Wychodzą ewidentne błędy obrony. Potem zatapiam się w lekturze. Przeglądam ulubione portale...Wcześniej niż zwykle kładę się spać, ale sen jak na złość nie przychodzi. Maluch wierci się przez sen. Wypada przez otwór w łóżeczku. Ciii Najdroższy. Kołyszę go przez chwilę na rękach. Jest taki ciężki, ale pomimo upadku, szybko zasypia. Codziennie budzi mnie skoro świt. Odwracam się plecami. Robię mu miejsce, ale ten chce koniecznie położyć się od strony ściany. Puk, puk, czuję na plecach. Maluch daj pospać! Wtacza się na mnie, sprawdza, czy moje powieki się przesuwają. Wytrzymuję te końskie pieszczoty, ale nie daje za wygraną. Łaskoczę, go między żeberkami. Dobra, dobra idę zrobić mleko!

środa, 15 kwietnia 2015

2 minuty

Korzystam z pogody w ten piękny dzień. Promienie słońca łaskoczą moją twarz, wiatr bawi się włosami. Maluch hasa w piasku. Zakopał się po samą szyję. Blondo włosa Julka siedzi na zjeżdżalni i rysuje kwiatki i domki. Jej babcia kołysze nieopodal wózek z dzieckiem. 2 minuty. Czekam. Maluch radośnie ucieka, wzniecając tumany kurzu w szarym piasku. Piszczy, gdy chcę go złapać. Układa piramidę z betonowych puzzli. Wiesz, to nie klocki. Robię mniejsze wieżyczki. Nie jest zbytnio zadowolony z mojej ingerencji. Wpada na wzniesienie pokryte wrzosami. Przytula do nich twarz. Obejmuje krzaki rododendronów. Zazdroszczę mu tej beztroski, dziecięcej wolności. Chodź idziemy na spacer, zobaczysz sarenkę, ale obieram inny kierunek. Idziemy dosyć długo. Na wysokości sklepu spożywczego mijam leżącego w trawie mężczyznę. Leży przy swoim rowerze. Dobrze się pan czuje? Ja?- dziwi go pytanie. Dobrze, dziękuję. Leży dalej. Wiecznie zielone sosny rozpościerają się nad nami. Chodź wracamy. Maluch zauważa w stajni łeb konia. Koń, koń- krzyczy. Wreszcie jesteś, witają mnie w domu. Lody z bitą śmietaną- Mały nie kryje zadowolenia. Zobacz poukładaliśmy drzewo, jeszcze trochę zostało. Widzę i patrzę, gdzieś dalej....

wtorek, 14 kwietnia 2015

Wiosna, wiosna...

Czy jest coś równie przyjemnego jak jedzenie na.świeżym powietrzu? Oj pewnie i jest...ale nigdzie tak jak na łonie natury nie smakują kanapki z serem żółtym i ogórkiem. Jajka na twardo, pomidorki, soczyste jabłka. Pamiętam smak herbaty robionej do plastykowej butelki lub kompot gotowany z owoców zerwanych w ogródku babci Poli i cioci Ani. Dostawałyśmy wilczego apetytu, a że kiełbasa nawet i toruńska była rarytasem, to te kanapki właśnie zapadły mi w pamięć. Do tej pory, gdy wyruszamy w dłuższą podróż każde z nas ma swoją wałówkę. Mały zjada wtedy jakieś trzy jajka. Zaczyna jeść, do dziesięciu kilometrów od domu. Zatyka się. Żółtko staje mu na chwilę w gardle. Maluch robi wokół siebie śmietnik. Największą frajdę sprawia mu na razie wydłubywanie miękkiego środka z bułki. Potem rzuca suchymi resztkami, tak więc zanim dojedziemy do celu pół samochodu jest zasypane okruchami. Pani Prezes, która od czasu do czasu przewozi bliźniaki szuka w Małym pomocy do umycia samochodu. Wiesz, te dzieci myślą, że może szyby są cukru, no zobacz moje okna?! Rzeczywiście małe szkuty odcisnęły swoje dłonie z każdej strony. Co poradzić. U mnie szyby są wycałowane, wymazane...Maluch nie żałuje sobie. Codziennie rozbraja mnie swoim zachowaniem. Wychodzę rano z pokoju. Siii- słyszę. No dobra chodź. Zanim jednak wyjdziemy z jego pokoju, zabiera trzy misie, ledwie mu się mieszczą w dłonie. Wiesz misie nie robią siku- tłumaczę. Niestety bez misiów nie pójdzie. Podobnie po południowej drzemce. Idziemy na dół?- pytam. Na dół, na dół- krzyczy. Scena się powtarza. Misie w rękach możemy ruszać. Próbowałam zostawić je na górze przy samych schodach, ale zaparł się jak mała kozica i dopiero jak pozbierałam zabawki ruszył się z miejsca. Grechuta śpiewa: Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty....W sercu wiosna, choć na dworze zimny wiatr urządził sobie dziką zabawę. Czekam na słońce, by musnęło moją twarz.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Słowa

Wszystko, co najważniejsze w życiu dzieje się z udziałem słów. Nawet jeśli nie potrafimy ich wypowiedzieć. Uzależniłam moje pisanie od słów. Dlaczego nie piszesz?- pyta rodzicielka. Czekam na wenę. Życzę ci, żeby przyszła- uśmiecha się do mnie po drugiej stronie ekranu. Maluch wspina się po drewnianych szczebelkach, asekurujemy go z Małym. Po chwili zjeżdża, tonąc w żółtym piasku. Wiesz mama- mówi Mały. On nie będzie chyba miał lęku wysokości jak ja. Oby. Parę lat temu pojechałam z Małym do Krakowa. Wchodzimy na Dzwon Zygmunta i nagle on zaczyna płakać, nie chce zrobić kroku dalej. Istny cyrk. Ja nie wiem, czy śmiać się, czy wściekać, ale mój sześciolatek stoi w miejscu i ani drgnie. Droga na dół jeszcze dłuższa. Zrobiliśmy korek, ale jakimś cudem zeszliśmy i obyło się bez rozbiórki schodów. Udobruchał się dopiero w gruzińskiej restauracji. Smaki. To uwielbiam. Potrafię wyobrazić sobie smak czarnego spaghetti z ośmiornicą, czy przepysznych zielonych szparag, polanych masłem i podanych z cienkimi plasterkami bekonu, ulubionych lodów z kawałkami bakalii z aksamitną bitą śmietaną. Od dziecka smakuję, wącham i przekazuję tę namiętność bliskim. Ludzie, domy w których byłam kojarzą mi się z potrawami. Dziewczyna masuje moją głowę. Uwielbiam to uczucie, kiedy bawi się moimi włosami. Za Cejrowskim mogę tylko powtórzyć, że człowiek nie powinien sam sobie myć głowy. Co za przyjemność. Dostaję wiersz od mojej pokrewnej duszy. Wiesz, miałam dreszcze na głowie, gdy go czytałam- piszę jej w mailu. Słowa mnie zbudowały. Ich brak...jest chyba najgorszy. Więc czekam na słowa, które układają się. Maile niewysłane. Był jeden. Może bałam się, że właśnie moje słowa wszystko skończą?

środa, 8 kwietnia 2015

Okoliczności

Mały rano z entuzjazmem przyjął propozycję podwiezienia do szkoły. Co prawda mogłam przy okazji kupić świeży chleb w piekarni bez konieczności wypinania Malucha z fotelika. Chleb...Kolejne kromeczki suszą się w papierowej torebce przy kominku. Króliki lub kurki sąsiadki zrobią z nich użytek. Deszcz lekko siąpi, jest szaro. Wiosnę czuć. Powolutku się rozwija i kiełkuje, ale stopniuje nam swój urok. Być może za kilka dni znajdziemy się pod jej cieplejszym wpływem. Często zakładam się sama ze sobą. Jeśli dojdę do najbliższego znaku i nie przejedzie samochód, to kupię lody. Jak Maluch zje cały kotlet wyprasuję zaległe pranie. Takie uzależnienie mojej decyzji od innych okoliczności, które chcą lub też wręcz przeciwnie nie są po mojej myśli. Skoro ja się staram i czegoś chcę, niech los też mi da jakiś znak, że tak właśnie ma być. Odmroziłam piersi z kurczaka na dzisiejszy obiad. Okazało się, że mięsa jest tak dużo, iż starczy na dwa dni. To jak na razie jedyny mięsny przysmak Malucha. Można by pomyśleć, że jest wegetarianinem, widząc jego menu. Ale, co zrobić, gdy nie chce jeść nic innego. Wieprzowinę, czy wołowinę przeżuje, potrzyma jak chomik w policzkach, a potem wypluje w najlepszym razie na podłogę. Podsyłam Pani Prezes zdjęcia małych czarnych. Nie masz takiej sukienki- pyta? Nie, nie mam. Jak nie masz, to zawsze ci się przyda. Do czego?- drążę. Każda kobieta powinna mieć małą czarną- odpowiada sentencjonalnie Pani Prezes. Mały wchodzi do pokoju podczas naszej krótkiej konwersacji. Na jednym ze zdjęć modelka ma wełnianą pelerynkę. A ten kocyk w komplecie?- pyta. Mógłbym iść z wami? Kupisz mi kebaba. Wykluczone. Opcja wspólnego, nocnego wyjścia nie wchodzi w rachubę. Ani teraz, ani w przyszłości. Dawniej, gdy koledzy zadawali mi pytanie, gdzie jest mój chłopak odpowiadałam: drzewa do lasu się nie nosi. Chyba nadal wolę indywidualne wyjścia.






wtorek, 7 kwietnia 2015

Romantyzm

Mały zajada się żurkiem z białą kiełbaską. Głośno mlaska, siorpie, pokaszluje. Wydaje wszystkie dźwięki, które burzą moją ciszę. W lodówce czekają kolejne wiktuały do skonsumowania. Teściowa i babcia obdarowały mnie sałatkami, ciastami i innymi pysznościami....Niektóre smakołyki poszły w świat dalej. Nie dalej jak wczoraj proponowałam D.P. by zabrał do pracy wypieki od babci, ale kiedy tak wracaliśmy A4, Mały wyciągnął pudełko, a z niego po kawałku: makowca, ciasta z orzechami, sernika. Maluch początkowo był wielce zainteresowany jego poczynaniami, ale jeszcze przed Krakowem usnął i spał aż do skrzyżowania w Paniówkach. Wtedy to starszy brat zaczął go budzić. Graliśmy w Państwa-Miasta. Dlaczego ja jestem ostatni?- skarży się D.P. No właśnie mama, powinnaś Ty być. Jesteś najmądrzejsza z nas. O to ciekawe, choć nie dalej jak dzień wcześniej gramy z Panią Prezes w quiz o świecie. Niektóre pytania z kosmosu, a ja kończę z maksymalną ilością punktów. Po prostu miałam szczęście, przy wyborze poprawnej odpowiedzi. Wiedza encyklopedyczna. Obok D.P. gra ze szwagrem w remika. Idą łeb w łeb, ale w końcówce przegrywa. Wymyślamy kolejną zabawę z Małym. Chodzi o ułożenie jak najdłuższego zdania na konkretną literę. Na narcyzie niedaleko niskiej  niebezpiecznej norki nurkuje niebieski nieduży nielot. Wychodzą nam takie o to mądrości. D.P. nie słucha, koncentruje się na prowadzeniu samochodu. Przeszywające zimno wybija mi z głowy spacer po Krakowie. Nie mam ochoty marznąć mimo całej mojej wielkiej sympatii dla tego miasta. Innym razem pokosztujemy krakowskich precli i wybierzemy się na romantyczny spacer.

sobota, 4 kwietnia 2015

W szpilkach

Jesteś takie dobre, jesteś najsmaczniejszym jabłuszkiem na świecie- mówi chłopak, jedząc samotnie gdzieś na dzikiej Alasce jabłko. Chciał wrócić do bliskich, ale droga powrotu została zamknięta przez rwącą rzekę. Nie ma co jeść, jest za słaby. Umiera i uświadamia sobie, że najważniejsze w życiu jest wspólne przeżywanie radości, czy też smutków. Potrzebował na to dobrych kilkunastu miesięcy. Film Into the wild, to dwie godziny wnikliwej i subiektywnej analizy duszy człowieka. Ciągle słyszę słowa babci Poli. Wiesz, wydaje mi się jakbym ciągle była tą młodą dziewczyną, która właśnie przyjechała z dziadkiem na leśniczówkę i myśli, że to życie tak wolno płynie. Moje życie babciu też przyspieszyło tempa i już pewnych rzeczy nie zrobię, nie zmienię, a pewnych nie wypada. Patrzyłam dzisiaj na Małego. Wydłużyły mu się członki. Ręce i nogi długie, jak u jakiejś człekokształtnej małpy się zdają. Pochłania żywność jak odkurzacz. Odkrył, że szuba, to jednak bardzo smaczna potrawa i musiałam mu ograniczyć porcję, by starczyło na kolację dla D.P. Doszłam do wniosku, że cierpię na jakąś klaustrofobię samochodową. Dzisiaj utknęłam pod kościołem i czekałam do chwili aż parking opustoszał, bo manewrowanie między rzędami samochodów, sobie darowałam. Maluch na dźwięk głosu proboszcza, zaczął się rozglądać z zaciekawieniem, czym wprawił nas w nie lada ubaw- słychać, a nie widać- mówiła jego mina. Jutro zaczynamy wielkanocne świętowanie. Mój placek czeski i żurek z białą kiełbaską i boczkiem są już gotowe. Butelka białego chardonnay czeka na siostry. Rano zrobię śledzika pod pierzynką. Zdąży przegryźć się do wieczora. Pewnie od teściowej dostanę różnych smakołyków, którymi podzielę się z bliskimi. Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, kolację oddaj wrogowi....Ostatnio podczas naszego nocnego świętowania Dnia Kobiet zgłodniałam tak bardzo, że pochłonęłam całe opakowanie słonych orzeszków. Wyśmienicie smakowały z czerwonym, hiszpańskim winem. Pani Prezes pokazała nam miejsce, gdzie serwują najlepsze kebaby- mam nadzieję, że tym razem tam dotrzemy! W szpilkach lub bez...

piątek, 3 kwietnia 2015

Abstrakcja

Czy te zajączki są jadalne?-pyta Mały zaglądając do spiżarni. Nie trujące- odpowiadam i zamykam mu drzwi przed nosem. Jest coś dobrego do jedzenia? Nie dzisiaj jest Wielki Piątek. Nie jada się kabanosów od których zapachu aż ściska w żołądku, czekolady, która jak nigdy właśnie dzisiaj rozpływałaby się w ustach. Przecież nie pościsz jak babcia Marysia- mówię. Ta od dziecka pije w ten dzień wodę i je suchy kawałek chleba. Jestem pełna podziwu dla tych praktyk...ale ja tam wolę kawałek wędzonej ryby. Maluch mlaska zadowolony, przeżuwając maleńkie kawałeczki halibuta. Mały upiera się, że jego połowa była mniejsza. Trudno więcej nie mamy. Kiedy malujemy jajka? Jutro. Kolorowe tabletki czekają na parapecie. On chciałby już, teraz, zaraz...Teraz, to możesz kurze pościerać. Wysyłam go na piętro z niebieskim wiaderkiem. Po piętnastu minutach wraca. Zrobione. Też bym chciała mieć takie tempo. Oczywiście wytarł, ale tak pobieżnie. Nie chce ci się, możesz sobie wdychać ten kurz przez kolejny tydzień. Ostatnio jak zobaczyłam pod pralką jego dresy wymieszane z koszulką, skarpetami i bielizną miałam ochotę ściągnąć go o dwudziestej trzeciej z łóżka. Podobnie jak z rzeczami na basen. Rozwiesiłeś? Zaraz to zrobię. Trzy dni później. Co to jest?- pytam widząc czerwoną torbę na środku pokoju. Ten w pośpiechu wyciąga ręcznik i kąpielówki. Czy to mi się śni?! Robię wykład na temat grzybicy i świerzbu. Cudownie. Mój starszy syn kocha się kąpać, ale słowo porządek ma dla niego abstrakcyjny wydźwięk.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Dotyk

Odpoczywam. Codziennie słyszę pytanie o moje zdrowie i samopoczucie. Jak w tej reklamie: "trochę niewyraźnie wyglądasz" i widać zamazany obraz. Swoimi obowiązkami dzielę się z Małym. Odkurza pierwszy raz cały parter. Przepytuję, czy aby nie zapomniał o kurzu pod schodami, czy szafką. Nie chce mi się go sprawdzać, wierzę mu na słowo. Póki co chcę trzymać głowę na jednej wysokości. Czuję poprawę, choć rano idę do dentystki zajmującej się moim implantem. Ta delikatnie bada lekko opuchnięte dziąsło, ale jest wyraźnie zadowolona z oględzin. Kiedy otwieram drzwi z budynku witają mnie tańczące płatki śniegu. Widzisz to?- pytam w myślach. Widok przypomina mi bożonarodzeniową scenerię, brakuje mi tylko do pełni szczęścia choinki i lekkiego przedświątecznego szaleństwa. Maluch na cały głos krzyczy: śnieg, śnieg! Pręży się i nie chce wejść do samochodu. Rozumiem jego radość, ale musimy jechać dalej. Kupuję kilka jogurtów naturalnych, serków waniliowych, by wzmocnić swoją florę bakteryjną. Maluch jest uszczęśliwiony wielkim kawałkiem bagietki i milknie na dobrą chwilę. Dopiero regał z czekoladowymi barankami, jajkami, kurkami wyzwala w nim nowe pokłady energii. Jeden mały czekoladowy zając ląduje w naszym koszyku. Swój kawałek bułki wrzuca do pojemnika na resztę przy kasie. Dobrze mu idzie. Trzy zero dla Malucha. Idziemy spać. Mój synek wyjmuje smoczek: Buzi- mówi i składa mi mokry całus na ustach. Potem jeszcze słyszę: pupa i dźwiga swój mały kuperek, rączka i głaska swoje przedramię, ucho i po chwili szuka mojego....Miłe są te jego ćwiczenia. Myślę włosy i ktoś dotyka mojej głowy....

środa, 1 kwietnia 2015

Czekam

Wieje. Nad Śląskiem zebrały się chmury w różnych odcieniach szarości i bieli. Wiatr bawi się zielonymi tujami i mocnymi podmuchami huśta je z prawej strony na lewą. Gospodyni w Ornontowicach zamiata swoje podwórko. Daremna praca. Po chwili kurz i piach wracają na swoje miejsce. W mięsnym lady uginają się od pachnących szynek i kiełbas. Jest i biała parzona, która tak lubię do żurku. Mały prosi- kup mi metkę cebulową. Zawsze żegnam go słowami- jak nie zapomnę...Tym razem to pierwszy zakup na mojej liście. Nie chcę robić wielkich zapasów, tylko tyle, by w Wielki Piątek i Sobotę zatęsknić za szynkami. W moim domu rodzinnym jadało się wędlinę dopiero podczas śniadania wielkanocnego. Oj kusiło, kusiło. Lepiłyśmy się z Mamą Bliźniaków do lodówki i gdy mamy akurat nie była w pobliżu, szybciutko skubałyśmy zakazane produkty...Oczywiście ta wiedziała o naszych podchodach, ale nie gniewała się bardzo. Jadłeś śniadanie ?- pytam mojego zajętego graniem syna. Nie, czekałem na ciebie, aż przywieziesz coś dobrego. Poproszę bułeczkę z metką i białe kiełbaski ze słodką musztardą- składa zamówienie. Po sporym posiłku ledwie się rusza. Maluch zjada swoją porcję. Po chwili widzę, że zaczyna wyglądać jak mały chomik. Otwórz buzię. Widzę trzy kawałki. Wypluj! Podsuwam mu plastykowy talerzyk. Po chwili zjada swoją całą przeżutą porcję. Zaczyna marudzić, jest śpiący, dzisiaj trochę wcześniej. Szuka swojego misia, ale ten został na dole. Rozczula mnie widok mojego małego chłopca. Kilka dni przed Wielkanocą, a ja śpiewam Lulajże Jezuniu i Cichą Noc. Te melodie przenoszą go do krainy snu. Wiatr nadal podzwania dachówkami, jakby sprawdzał, czy uda mu się strącić w tym roku choć jedną. Ból mnie nie opuszcza. Opatuliłam szyję i piszę. Czekam na inne słowa, tylko czekam.