czwartek, 30 lipca 2015

Spokój

Rodzicielka grozi paluszkiem. Nie nie mylisz się, dobrze mnie znasz. Kiedy jest mi źle, kiedy jestem smutna, kiedy tańczę po kruchym lodzie stąpając. Moje wielkie rozedrganie zostało ukołysane spokojem, opanowaniem, tysiącami słów tak na moje nie. Widzę roześmianą buzię mojego dziecka. Jesteśmy razem w pakiecie, nigdy osobno. Najdroższy...Dziewczyna wygląda przez okno na drugim piętrze. No nie tylko nie ona. Chyba i do mnie pewnie subtelne sygnały docierają. Pomidorki, mozzarella, borówka amerykańska, woda gazowana Perlage...Piję Vranec Reserve...i wiem, że nawet dziesięć godzin w samochodzie w jedną noc jest możliwe. Mężczyzna w błękitnej koszuli wychyla się: :"zapomniałem Ci powiedzieć...."

Zabiorę...


sobota, 25 lipca 2015

Niespodzianka

Dzień zaczął się wcześnie. Maluch popłakiwał, bo nie potrafił znaleźć swojego smoczucia. Idziemy na rowerek?- udał, że nie słyszy mojego pytania i bawił się swoją kolejka dalej. Zaparł się nóżkami, kiedy chciałam go oderwać od zabawek. Nie to nie. Tata się tobą zajmie. Po kilku dniach upału, miałam wrażenie, że poranny chłód nigdy się nie skończy. Jednak już po godzinie całe ciało pokryło się lepkim potem. W Ornontowicach zajechałam do cukierni. Kusiła mnie myśl, by napić się mrożonej kawy...ale jak zwykle skończyło się na latte. Zatankowałam samochód. Jutro prosto udam się w góry...gdzie...chyba sama do końca nie wiem. Kondycja na razie dobra, choć mogłaby być lepsza. Po ponad dwunastu latach kolega z roku pamięta moje imię. Miła niespodzianka...Niebo pociemniało, zanosi się na burzę.

piątek, 24 lipca 2015

Apetyt

Może byś zrobiła coś normalnego na obiad. Mam dość tych sałatek- skarży się mąż. Faktycznie przez kilka dni warzywa wyparły z menu makarony. Temperatura sięga prawie trzydziestu stopni dzień w dzień. Wieczorem przez otwarte okna wdziera się chłodniejsze powietrze. Tylko pozornie robi się znośnie. Budzę się po piątej, by zanim Maluch wstanie umyć zakurzone okna i podłogi. Otwiera bramki zabezpieczające schody i samodzielnie wchodzi i schodzi do góry i na dół. Bezustannie. Upominam i z niepokojem patrzę na małe nóżki, które z coraz większą wprawą pokonują tę barierę architektoniczną. Wybierasz się jeszcze na wakacje?- pytam sprzedawcę sałaty. Nie już nie, ale możesz mnie zaprosić pod namiot na swój ogródek. Uśmiecham się...A trawę z podjazdu mi wyplewisz?:) Urlop jeszcze masz? Wiesz, niepełnosprawni mają go więcej. Kupuję pyszne pomidory i chleb z twardą, jasną skórką. Na obiad wystarczy mi świeże pieczywo grubo posmarowane masłem....Wcinam te smakołyki spacerując po podłodze w nowych butach. Maluch łapie mnie za sznurowadła, usiłuje wejść do pudełka, które zostawiłam niepostrzeżenie na kanapie. Za każdym razem, gdy opuszczam Zakopane ogarnia mnie takie uczucie tęsknoty, że tak krótko tam znowu byłam, że za mało jeszcze w górach zobaczyłam, że ten apetyt, który we mnie jest nigdy nie zostanie zaspokojony. Szaleństwo, które stało się i moim udziałem...

czwartek, 23 lipca 2015

Zasypiam

W domu zagościła cisza. Mały wyjechał na kolonie nad Bałtyk. Maluch potulnie schodzi na dół. Wie, że brata nie ma w pokoju i zabawki w jego pokoju zeszły na drugi plan. Już nie rozkłada pojemników farb plakatowych, nie rozrzuca po całym pokoju pionków i kartoników z gier planszowych. Wczoraj tylko dorwał się do żółtego mazaka i wymalował sobie stopę. Nikola uczy go posługiwania się łyżeczką do lodów. Zjada prawie całą gałkę lodów czekoladowych. Uczucia. Jestem dziwnie spokojna, jakby nie ja. Nic się nie zmieniłaś- słyszę. Moje życie przez ostatnie naście lat zatoczyło koło...a ja zmieniałam się wraz z nim. Tyle, że znowu jestem na początku, tak jak kiedyś. Upał działa na zmysły otumaniająco, powoli wyłącza umysł, który pracuje na coraz wolniejszych  obrotach, zasypiam na siedząco...

wtorek, 21 lipca 2015

Teraźniejszość

Leżę na trawie. Nieopodal słychać odgłos koszonej trawy. Unikam słońca, które zostawia za każdym razem brązowe piegi. Mocna kawa smakuje i na chwilę orzeźwia przytępiony upałem mózg. Kolorowe robaczki upodobały sobie moje nogi. Strzepuję je dłonią, ściągam z jasnych ud. Ostatnie chwile z Małym. Jutro już go nie będzie. Odpocznie mama od syna. Komputer zupełnie zdominował mu czas. Maleńkie pakieciki z łososiem mile łechtają moje podniebienie. Mogłabym tak leżeć i odpoczywać godzinami. Wiem jak skończy się ten film...Życie, ale tak jak bohaterka mogę powiedzieć, że jestem bardziej sobą niż kiedykolwiek przedtem. Czuję, że to mój czas i zamierzam go dobrze wykorzystać. Nie myślę o tym co było parę miesięcy temu. Teraźniejszość nie ma konkurencji. Żadnej. Dobrze mi...baterie naładowane na kilka tygodni cierpliwości.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Po środku

Siedzę i pije kawę latte xxl. Ciało omdlewa z bólu, wysiłku. Nogi domagają się, by je wyprostować choć na chwilę w kolanach. Mój organizm buntuje się. A z drugiej strony satysfakcja tak ogromna, której dawno nie czułam. Takie wewnętrzne zadowolenie rozlewające się po każdym obolałym fragmencie mojego ciała. Kiedy jem obiad w schronisku poznaję starsze małżeństwo z Tarnowa. Kobieta nie kryje podziwu dla mnie. Sama chodziła po górach. Dociera do mnie, że tylko garstka ludzi doceni moją siłę, determinację i niekoniecznie będzie to Mały, czy mąż. Kochasz mnie? Stoję gdzieś po środku. Mężczyzna nie odpowiada. Patrzę gdzieś przed siebie i chyba wiem, dlaczego nie odpowiedział. Spokój. Dam radę...Sama, ale nie samotna. Wiesz,  kobieta w górach, to rzadkość- mówi Pani Prezes. Trzeba się komfortowo czuć ze samym sobą. Mężczyźni częściej decydują się na indywidualne wyprawy. Nie potrzebuję rozmów, wyłączam się, przestawiam na wysiłek, który męczy potwornie. Jestem uzależniona od tej adrenaliny, od maksymalnych emocji. Teraz ma być inaczej.