środa, 31 sierpnia 2016

Kuźnice, Murowaniec, Skrajny Granat, Krzyżne do 5-tki

Może

Bezsenność. Dopadła mnie krótko po pierwszej w nocy. Może to nie był najlepszy pomysł, może powinnam sobie odpuścić i za rok spróbować...Przeglądam ostatni raz zdjęcia i opis trasy. Trudna, najtrudniejsza...Pięć gwiazdek. O dziwo mój organizm mobilizuje się bardzo szybko. Spinam się. Sprawdzam zawartość plecaka. Tylko mi tam nie spadnij- mruczy zaspany mąż. Uhmm...Opiekuj się chłopakami. Dojeżdżam busem do Kuźnic. Na szlaku o siódmej rano spory ruch. Mijają mnie większe bądź mniejsze grupki. Od początku oddech jest wyrównany. Do Murowańca docieram nadzwyczaj szybko. Przebieram się w łazience w krótkie spodenki, smaruję ciało kremem z filtrem...Szacuję zawartość butelki z wodą. Półtora litra...powinno wystarczyć. Kiedy skręcam na Granaty ogarnia mnie lekkie zwątpienie. Na szlaku pusto. Taka piękna pogoda, czyżby nikt się nie wybierał w tym kierunku?! Słyszę śmigłowiec, chwilę krąży nad Zawratem. Spinam się na ten dźwięk. O nie mój drogi. Dzisiaj po mnie nie przylecisz! Gdzieś w połowie drogi na szczyt spotykam samotnego turystę. Dzień dobry, dzień dobry....Potem już przy samym Skrajnym Granacie minę jego żonę. Mąż nie dał rady, a ja nie mam telefonu. Ma czekać na mnie przy stawie. Na górze spotykam starsze małżeństwo zaprawione w turystyce górskiej i dwóch mężczyzn. Nie mam za wiele czasu na odpoczynek. Zmierzają tak jak i ja na Krzyżne. Zawsze raźniej- myślę i ruszam za nimi. Skąd Pani jest?- pyta mnie mężczyzna. Ze Śląska. I sama tak pani idzie? Sama. Mąż powiedział, że już więcej ze mną nie pójdzie. Gdzie go pani zabrała? Zaczynają się z żoną śmiać, kiedy opowiadam mu o Rohaczu Ostrym. Dobrze znają tę część Tatr. Podczas krótkich przerw rozmawiam z chłopakami z Sosnowca. Trasa jest rzeczywiście wymagająca, słońce praży niemiłosiernie. Słony pot pali mnie w oczy. Znowu czuję ten zapach, który przyprawia mnie o mdłości. Żołądek podchodzi do gardła. Zostaję w tyle, by odpocząć w cieniu. Ciężko, co? Przysiada obok mnie młody chłopak. Uhmm. Daleko jeszcze? - pyta inny. Mam nadzieję, że blisko, bo wody zaczyna mi brakować. Masz- wyciąga półlitrową butelkę. Dziękuję. Teraz wiem, że dotrę tam, gdzie chcę i żaden śmigłowiec po mnie nie przyleci. Jestem, jestem. Wreszcie Krzyżne. Cieszę się, a w środku słyszę uważaj, nie szarżuj...Teraz, w którą stronę?! Miał być obiad w Dolinie 5 Stawów Polskich. Będzie! Jednak półtorej godziny nie wystarcza mi na zejście. Docieram ledwie żywa w dwie piętnaście. Gdzieś na trasie telefon. Dzwoni teściowa. Dziecko, ale ty sapiesz, czy ty jesteś w górach?! Tak, tak..Już powiedziałam D.P., że powinien cię przykuć łańcuchem do przyczepy- żartuje. Tracę zasięg. W schronisku zamawiam schabowego z lemoniadą. Żołądek protestuje na taką ilość jedzenia. Zjadam kotleta z surówkami. Trudno nie dam rady zjeść kartofli. Schodzę czarnym szlakiem do Doliny Roztoki...zostało mi dwie godziny marszu. Jest osiemnasta trzydzieści, kiedy wsiadam do zatłoczonego busa do Zakopanego. Teraz tylko kąpiel. Jak było?- pyta D.P. Ciężko. Zasypiam nawet nie wiem kiedy...

środa, 24 sierpnia 2016

Roses and more

5

Zajęcia adaptacyjne

Maluch pobiegł w kierunku stolika, przy którym jego kolega z grupy budował ze swoim tatą nieokreśloną budowlę. Rozejrzałam się po sali i przysiadłam na miniaturowym krzesełku. Po chwili zaczęły się wspólne zabawy. Jako jeden z nielicznych przedstawił się, ale nowe zabawki tak mocno go zafascynowały, że niechętnie odrywał się od nowej koparki, czy drewnianej kuchenki. Przestałam myśleć o Małym, który pierwszy raz szczęśliwie dotarł komunikacją miejską na trening. Szykujecie się?- zagadnęła przedszkolanka i kiwnęła głową w kierunku Malucha. Taak- przytaknęłam jej niepewnie. Bardziej martwiła mnie nowa klasa Małego, a w niej trzydziestu chłopców. Na szczęście Mały szybko odnajduje się w grupie rówieśniczej i prędzej coś zbroi, niż stanie się ofiarą. W międzyczasie dostałam od niego dwa sms-y. Zajęcia adaptacyjne skończyły się na placu zabaw i musiałam użyć wszystkich mocnych obietnic, by Maluch, zechciał wrócić do domu. Pojedziemy kupić nowe kapcie do przedszkola...Z koparką?- pyta mój przedszkolaczek. Wiesz, jeśli będzie koparka, to z koparką. Niestety te z koparką były za małe. Dorzuciłam nowe dresy, koszulki z długim rękawem i skarpetki. Wiesz jesteś super chłopak, ściskam swoje młodsze dziecko i daję całusa. Tak...Maluch biega wokół małego stolika. Mama- odzywa się starszy- On będzie miał zawyżone poczucie własnej wartości. A niech ma- uśmiecham się w odpowiedzi i dostaję całusa od Małego, który sadowi się obok mnie. Wazelina- słyszymy głos D.P. zza komputera.