sobota, 9 lipca 2016
Mistrzu
Dobranoc Mistrzu- słyszę słowa obcego mężczyzny odprowadzającego mojego męża do przyczepy kempingowej. Wiesz, która jest godzina?! D.P. wraca o drugiej nad ranem. Jestem zmęczona upałem, tymi siedmioma metrami kwadratowymi przestrzeni, nieznanymi odgłosami, hałasem. Komary tną jak wściekłe. Wieczorem nakładam grubą warstwę kremu ochronnego, a mimo to z Maluchem mamy najwięcej różowych bąbli. Wiesz co, zupełnie nie nadajesz się na te wyjazdy- słyszę. Wiem, wiedziałam to kiedy byłam w wieku Małego. A potem co roku robię ten sam błąd. Rano nim wszyscy śpią, piszę na kartce wiadomość: Jadę na rowerze do Mosonmagyarovar. Tam i z powrotem ponad trzydzieści pięć kilometrów. Nie spieszy mi się z powrotem. Odwiedzam ulubione sklepiki, robię zakupy. Kupuję kawał pikantnej kiełbasy, słodkie bułeczki i złoty Tokaj dla babci Marysi. Zatrzymuję się, kiedy dzwoni telefon. Wracasz już?- Chcemy iść na obiad. Będę za piętnaście minut. Pedałuję szybko. Po chwili Maluch obejmuje mnie za nogi, a Mały bierze za rękę, kiedy ruszamy na obiad.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzieci tesknia najbardziej ......
OdpowiedzUsuńBidulka, komary Cię lubią.
OdpowiedzUsuńA ja pozdrawiam z krainy fioletowych krów, któte w rzeczywistości są brązowe. Ąle dzwonki mają. Jest pięknie.
Cieszę się, że Wam się podoba:) Zwiedzajcie i czekam na relację:)
Usuń