Zostań w domu- proszę o piątej rano. Od kilku dni czuję, jakby życie
toczyło się poza mną. Na badanie krwi idę obolała z gorączką 39 stopni.
Proszę o tryb badania pilny. D.P. odbiera wyniki. Lekarka przyjmuje mnie
bez kolejki. Potem leżę dwie godziny przyłączona do kroplówki z
pyralginą. Wreszcie spokojnie zasypiam. Dostaję skierowanie do szpitala.
Musze się wykąpać. D.P. stoi nade mną. Żegnam się z dziećmi. Nie ma nas
ponad cztery godziny. Kolejne badania: krwi, moczu, rtg. Ciśnienie krwi
90/60. Zawsze takie pani ma? Nie zwykle jest o wiele wyższe. Ma pani
dużo pisania z tym nazwiskiem. Przyzwyczaiłam się. Auu- krzyczę, gdy
lekarka uderza mój brzuch. Pod drzwiami czeka D.P. teraz na rtg- mówię.
Robię kilka kroków- słabo mi. Świat się robi ciemniejszy. Sadza mnie na
wózek i wiezie na kolejne badanie. Żona zasłabła. W gabinecie wymiotuję
rosołek ugotowany pierwszy raz w życiu przez niego. Potem leżę na sali z
trzema łóżkami. Obok mnie leży pacjent cierpiący na marskość wątroby.
Jest szaro-zielony. Dostaję kolejną kroplówkę i zastrzyk. Przychodzi
lekarka z diagnozą. Jej starszy kolega jest przy wypisie. Szpital to nic
dobrego, nabawi się pani jakiejś biegunki, albo gronkowca. Dostanie
pani antybiotyk. Zaręczam, za trzy dni poczuje się pani lepiej. Proszę
stosować dietę lekkostrawną, jakaś bułka z masłem, herbata. Mam swoją
bułkę z masłem, kisiel, na obiad dorsza w pergaminie, herbatę do łóżka.
Czuję się kochana i potrzebna. Zafrasowane oblicze męża pojaśniało....
Ale przeżycia, bidulko. Lepiej Ci już trochę? Pozdrawiam! Zdrowiej!
OdpowiedzUsuńZdrowieję. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń