Słuchaj, czy mam Ci pomóc zrobić
porządek na biurku?- zapytałam. Nie, dziękuję, nie musisz.
Poskładaj więc te rzeczy, bo zaraz się nimi zajmę. Po godzinie
wchodzę do pokoju. Śmietnik na biurku jak był, tak jest.
Składowisko wszelakich drobiazgów, pamiątek, niezbędnych
karteczek, gazetek: Kaczor Donald, Bravo Sport. Plakaty czekają w
kolejce na powieszenie na sosnowym suficie. Powoli zaczynam zgrzytać
zębami, spinam się cała w sobie. Masz pięć minut! Oczywiście
deadline mija dla mego niefrasobliwca niepostrzeżenie. Po chwili
zawartość biurka ląduje na podłodze zmieciona moimi dłońmi.
Zaczyna się w końcu wielkie sprzątanie i upychanie skarbów do
pudełek po butach, czekoladkach, „kaczorki” równo poukładane,
oczekują w szufladzie na swojego wiernego czytelnika. Do tej pory
sobota kojarzy mi się z porządkami. Rano zakupy. Dawniej była to
moja domena. Trzy jogurty, trzy serki, trzy bułki. Reszta w kawałku.
Porządki również były skrupulatnie podzielone, między trzy
siostry. Przypomina mi się zabawna sytuacja. Czekam, kiedy to
młodsza siostra wyniesie śmieci. Śmieci w koszu rosną jak hałda
na Halembie, a ta niewzruszona zajęta ważniejszymi sprawami. Zimna
wojna trwa do wieczora. Wchodzę do jej pokoju z wiadrem i bez słowa
wysypuję zawartość na środek pokoju. Obierki, papierki nie ważne.
Czekam. Za chwilę widzę ją w drzwiach mojego pokoju. Zawartość
ląduje na mojej nowej, beżowej wykładzinie. Zbieram wszystko. Już
wiem, że tę bitwę przegrałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz