Niebo przywdziało dzisiaj zimne
kolory. Jest niebiesko-szare, miejscami bure. Z okna widzę ostatnie
samotne listki dyndające na gołych gałęziach. Smutno. W tej
jasnej przestrzeni klucz ptaków. Ciekawe, czy zmieniają klimat na
cieplejszy? Herbata z cytryną i miodem kupionym u pomarszczonej
babci przy wejściu do Doliny Chochołowskiej, powoli rozgrzewa moje
zmarznięte członki. Miód jest twardy, wielokwiatowy trzeba go
wydrapywać łyżeczką. Jedna porcja ląduje na moim języku, druga
w kubku z ciepłą herbatą. Pszczoła w ciągu całego życia
produkuje mniej więcej jedną łyżeczkę miodu. Zjadam dorobek
dwóch pszczół w przeciągu trzech minut. W jednej z bacówek
widziałam sześciolitrowy słój miodu. Gospodyni kusiła nas
złotym zakupem, ale nie byłam pewna, czy tego smaku szukało moje
podniebienie. Zabawne było to, że kiedy zwracała się do swojego
męża mówiła do niego gwarą, a do nas starała się mówić
czystą polszczyzną. We Wiśle przy głównym deptaku jest
fantastyczny sklepik, gdzie można kupić różne miody, nalewki,
lekarstwa na bazie miodu, kosmetyki. W tym roku mój bardzo skąpy
malec sprawił mi słodki podarunek urodzinowy. Słoik miodu
rzepakowego. Zachwyciła mnie jego kremowa barwa. Dopiero później
dowiedziałam się, że jest to miód o największej ilości
aminokwasów i glukozy. Słońce zachodzi. Jesienne niebo zostawiło
mu pomarańczowy pas na horyzoncie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz