środa, 1 czerwca 2016

Laura

Przeszła burza. Patrzę na rower, który moknie w strugach deszczu. Pewnie szary słonik na pięknym cmentarzu też przemókł. Mały odstawia dziki taniec radości, kiedy wręczam mu klubowy ręcznik. Maluch przekonuje mnie do zakupu nowej zabawki: ja nie chcę rowerka, ja chcę koparkę...Coraz cięższy jesteś, co będzie za rok?! Słuchaj, nie ruszaj się tak w tym foteliku. Maluch wierci się i skacze, z trudem pedałuję pod górkę. Dlaczego? Bo wpadniemy pod samochód. Nie lubię tego odcinka drogi z Halemby na Rybnik. Szybko pedałuję, by znaleźć się na spokojniejszej szosie. Wieczorem proponuję świąteczne menu: do wyboru kaczka lub ryba... Mały wybiera pstrąga, D.P. mirunę, dla mnie i Malucha polędwica z dorsza. Ryby piekę i smażę na patelni grillowej...Pyszne-  zachwalają po kolei. W powietrzu czuć zapach czosnku, cytryny i koperku....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz