środa, 30 listopada 2016

Jazda na świni

Ponad rok temu wchodziłam samotnie na Rysy. W drodze powrotnej kilka razy minął mnie ojciec z synem. Usiadłam nieopodal tej dwójki pod Czarnym Stawem pod Rysami. Dowiedziałam się, że pracuje w kopalni miedzi Rudna i bierze udział w maratonach. Mam trzech synów- z tą samą żoną od dwudziestu lat- zaśmiał się mój rozmówca. Najmłodszy został z mamą w domu. Żony górników nie pracują- powiedział. Dzisiaj mimowolnie wróciłam myślami do naszej rozmowy. Potem jeszcze mignął mi w schronisku, kiedy zamawiałam szarlotkę. Jeździła pani na świni?- pyta mój rehabilitant. Na żadnej świni nie jeździłam. Wieś mnie przerażała. Indyki mnie goniły, dziadek kazał stonkę zbierać na polu ziemniaków, kury znosiły jajka z pomarańczowym żółtkiem, a przecież u nas były z ledwo żółtym, a kurę babcia skubała, opalała i jeszcze rosół potem gotowała z łapkami kurzymi. Brrr. Wszystkie te zapachy docierały do mnie ze zdwojoną siłą. Kiedy dziadkowie mieli krowę, zrobiliśmy zawody w piciu mleka prosto od krasuli. Pamiętam swoje obrzydzenie i smak tego ciepłego mleka...Zawody oczywiście przegrałam z ostatnią lokatą. Jeżdżę po okolicznych masarzach, kupuję jajka z wolnego wybiegu, ale do tej pory jestem wyczulona na zapachy. Maluch marszczy swój mały nosek, podobnie jak ja. Czytamy Koziołka Matołka. Ładuje się na kolana, by po chwili zająć się zabawą. Mały z miną winowajcy wita mnie w domu. Każdy jest kowalem swego losu synek....

poniedziałek, 28 listopada 2016

Prezenty

Czasami znajduję prezenty, którymi później obdarowuję inną osobę. Nie liczy się ilość, tylko jakość- jak mawia ostatnio mój rehabilitant. Kradnę od niego pomysł na prezent mikołajkowy dla męża Ślązaka pół krwi. Nie będzie to skuter, czy motor, tak jak Mama Bliźniaków zaproponowała całej rodzinie i najbliższym znajomym zrzutkę na pojazd urodzinowy, bo takowy posiada. Mały z góry odrzuca moje propozycje. Nie kłopocz sobie głowy mamo- uśmiecha się. W jego przypadku pozostaje kwestia ile, a nie co. Zatem nie wychodzę przed szereg i nie kupuję rzeczy zbędnych, które będą zalegały na półkach. Ostatnio wrzuciłam do pojemnika na odzież dwa płaszcze. Ciemno brązowy, wełniany, dopasowany płaszczyk i jasny prochowiec. Wszystko się przyda....Nikt na szczęście nie umarł, a na podorędziu jest czarna parka. W ciąży też nie będę, więc beżowy, obszerny płaszcz trafi do innej osoby. Maluch tylko trzęsie się na widok zabawek. Ja chcę dinozaura! Masakra- myślę sobie. Uderza w lament w alejkach Rossmanna. Dzidziu, po co ci taki dinozaur?! Twardy, nie będziesz się nim bawił. D-i-n-o-z-a-u-r-a....Beczy na cały głos. Niedobra matka. Nie bierze zabawki, tylko myśli jak tu wybrnąć z sytuacji....A ryżaczki z czekoladą chcesz? Uff Maluch zapomina o zabawce i możemy spokojnie dojechać do kasy. Przymierzam czarną bieliznę cienką jak pajęczyna. Emka emce nierówna myślę sobie. Patrzę w oczy dziewczyny, która stoi po drugiej stronie lustra. Ta jakby się zmieniła....

wtorek, 22 listopada 2016

Smaki

Od kilku dni w górach szaleje halny. Halo, ja jestem tutaj na śląskiej wsi, a czuję jak by mój umysł oddzielił się od ciała. Zainspirowana zadaniem dla złotego dziecka, mieszam pachnącą, bursztynową masę. Nowy przepis, ale czy pierniczki z tego ciasta wyjdą równie dobre...Maluch nie odstępuje mnie na krok. Moja mała choróbka podciąga się na rączkach, by lepiej widzieć. Mogę, mogę?- prosi. Dobrze, to jest twój kawałek. Wbija najpierw jedną, za chwilę drugą foremkę w grudkę brązowego ciasta. Odganiam go od gorącego pieca, a potem od blaszki. Małego zwabia korzenny zapach na dół. Mmm chrupkie. Poczekaj trochę- mówię. To zmiękną. Niestety dzieci i D.P nic nie robią sobie z ewentualnej perspektywy osiągnięcia przez moje pierniczki tego upragnionego poziomu miękkości i zjadają z gorącej blaszki nim te zdążą wystygnąć. Przeglądam świąteczne przepisy, nowości, które wychodzą z czasopismami. Niektóre odpadają z marszu. Śledź z piernikiem. Niee, aż tak wysublimowanego podniebienia nikt u nas nie ma i później zostałabym z takim śledzikiem sama. Kaczka w czekoladzie...oj i tu byłoby ciężko o zwolenników. W niedzielę pochłaniam półlitrowy słoik jogurtu z makiem i marcepanem. Tylko pół- obiecuję sobie. Reszta na jutro. A potem wyskrobuję łyżką ostatnie ziarenka maku. Mmm... rozpływam się zadowolona. Pyszne, takie świąteczne...


poniedziałek, 21 listopada 2016

Kije i lustra

Po co ci ta cała rehabilitacja?- Jak ktoś chodzi po górach, to mu rehabilitacja niepotrzebna- podsumowuje D.P. Może dlatego chodzę, by gdzieś tam jeszcze zajść. Wizja babci Marysi przyprawia mnie o dreszcze...Genetycznie uwarunkowana na zwyrodnienia różnej maści zostałam dawno temu. Nie dźwigaj Malucha! - ostrzegam Małego. Siedź prosto! Nie garb się! W sobotni wieczór jedziemy razem do Areny. Maluchowi buzia się nie zamyka. Mama, jedziemy na lody? Tak. Ale tu lodów nie ma . Nie. Mija dwadzieścia sekund. A gdzie jedziemy na lody? Do cukierni. A gdzie jest ta cukiernia? W Arenie. Daleko jeszcze? Mały chichocze...a ja czekam na kolejne pytanie. Zbychu- kolega z pracy D.P. zachwala mu wczasy All inclusive. Codziennie kupuje dwie bułki pszenne, które smaruje pasztecikiem z puszki lub otwiera foliowe opakowanie boczku z Biedronki. Dla jednej osoby nie opłaca się gotować- dodaje. Zbychu all inclusive to ja mam na co dzień w domu. Wiesz, chyba masz rację- stwierdza kolega. Początkowo spięta, zaczynam odczuwać przyjemność, która dociera do cebulek moich włosów. Przyjemny zabieg...

Fantastic beasts and where to find them

czwartek, 17 listopada 2016

Pomyślę

Zadałam dzisiaj Małemu dość nietypowe zadanie. Napisz jaka jest twoja rodzina, trzy przymiotniki...ee mama po co ci to? Napisz, proszę...D.P. odzywa się, a Ty wiesz, co to jest przymiotnik...Tak wiem, eh mama, co ty wymyśliłaś. Takie zadanie z psychologii. Po chwili Mały pochyla się nad kartką....Widzę, że pisze. Gotowe- oznajmia. Mama zszyjesz mi dziurę? Wiesz, gdzie są igły i nici...Ale ty umiesz lepiej. Czas się nauczyć! Szuka, wybiera. Po chwili zszywa rozdarte podkolanówki. Nitka została nawleczona, jednak nadal jest częścią szpulki. Urwij nić, zrób supełek. Tam i z powrotem- instruuję....Chwilę rozmawiam z panią od jajek z wolnego wybiegu. Ja już nie mam siły do tego mojego synka. Niech się pani nie martwi- pocieszam. Dwa lata i mu minie.Nie chce pani więcej jajek na święta? Może, pomyślę. Maluch żegna się ze mną w drzwiach sali. Daje soczystego całusa w kolano. Ooo jak was mało- zauważam. Prywatne przedszkole dzisiaj macie- żartuję z opiekunkami. Sześcioro dzieciaczków. Pozostałe pewnie położyła grypa żołądkowa lub inne paskudztwo. Zaglądam w oczy Malucha...bynajmniej nie wygląda na chorego. Wręcz sprawia wrażenie, jakby szykował się do olimpiady z geografii...Siedzimy nad jego książką ze stworzeniami morskimi, potem lekcja czytania. O L A- Ola. J A K-jak, K O L E J- kolej śmieje się. Obiad...Idealny. Dotąd czuję smak prażonej dyni, a Ty?

poniedziałek, 14 listopada 2016

Mnemiopsis

Buuuu nie chcę do przedszkola. Dlaczego?- pytam Malucha, choć z ciężkim sercem rozstawać się z chlipiącym dzieckiem. Wycieram chustką łzy wielkie jak grochy. Nie płacz- pocieszam. Wszyscy na ciebie czekają, zobaczysz jak twoja pani się ucieszy, gdy przyjdziesz. Smaruję małą buzię Niveą. Przyjdziesz po podwieczorku? Oczywiście. Dostanę gumę? Tak, kiedy cię odbiorę. Uspokojony, niepewnym krokiem wchodzi do sali. Maluch? popatrz kto tu na ciebie czekał. Opiekunka pokazuje mu kotka, który przeleżał ponad tydzień w wielkim pudle na Malucha. Wracam do porządkowania kuchni. Segreguję stare rachunki, lekarstwa, przyprawy, wstawiam porcelanę z Ćmielowa do zmywarki, myję 15 kieliszków do szampana w wodzie z cytrynowym Ludwikiem. Na deser zostawiam sobie lodówkę. Góra, dół, na krzesło, na kolana. Po trzech godzinach kuchnia błyszczy, a ja nalewam krupnik na żołądkach, który w między czasie gotował się na kuchence. Dobry- chwalę sobie swoją zupę okraszoną pietruszką z ogródka teściowej. Postawa!- drugie ostrzeżenie. Siadam prosto. Przez chwilę czuję się jak przy stole jej królewskiej mości. Kręgosłup wraca na swoje miejsce. Obiecuję sobie kontynuację porządków, choć i to trzeba dawkować. D.P. rzuca okiem na kuchnię. Co tu się stało? Co tak sterylnie? Sprzątałam....Mały wraca ze szkoły. Widziałaś?- pyta. A jak myślisz? Masz za mało czasu na naukę?! Mama to była odpowiedzialność zbiorowa. Pan z techniki zrobił 1 enter całej klasie za zachowanie. Nie wiesz jak się zachowywać na lekcji?!- wściekam się. Nie martw się, powiedział, że mi tę jedynkę usunie. Ja jestem grzeczny chłopczyk- śmieje się...Rozbraja mnie jak kiedyś jego ojciec. Ja wściekła, nakręcam się, a ten nie martw się, wszystko będzie dobrze....Chodź popytam cię z niemieckiego. Cooo? Nie musisz. Muszę! Siadaj. Czyta, powtarza słówka. Wiesz co, jak babcia by cię słyszała, to padłaby...Maluch wchodzi do pokoju z pudełkiem klocków z literkami. Będę się tu uczył. Potem dobrze?- proszę. Dzień wcześniej na skypie pokazuje bezbłędnie babci: Mnemiopsis, mątwę, raka pustelnika, babki, ukwiały, jeżowca z encyklopedii młodego odkrywcy. Bynajmniej nie jest to książeczka dla trzylatków. Układamy trzy rzędy magnetycznych literek na lodówce. K jak ...kot- dopowiada Maluch. Y jak...Yeti....słyszę G jak...Grażyna...S jak snake, ź jak źrebak...

środa, 9 listopada 2016

What do you see

https://www.youtube.com/watch?v=L3wKzyIN1yk

Niespodzianki

Wiesz nic mnie już nie zdziwi- mówię do D.P. Skoro Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem, to w USA wygra wybory Trump...Moje rozumowanie na swój sposób wydaje się być logiczne, ale polityka dawno temu przestała mnie bawić. Niechęć narastała powoli, latami, by dać wyraz niezadowolenia w ostatnich wyborach. Najbardziej nieoczekiwane, niespodziewane staje się faktem. Być może amerykańskie społeczeństwo, zwłaszcza zamieszkujące środkowe stany, widzi w tym wyborze szansę dla siebie. Coś się musi zmienić. Mocno ten wybór potrząśnie obywatelami Ameryki, ale i Europy, która w sporej większości popierała kandydaturę Clinton i nie chciała na nowo budować relacji ze starym sojusznikiem. Mleko się rozlało i nie można do końca świata bazować na starych przyzwyczajeniach. Panowie i Panie jestem gotowa na to szaleństwo. Póki co tylko giełda wariuje....

Softly

https://www.youtube.com/watch?v=qWK8xH_ZHAw

Lecimy

Domy sąsiadów toną w mlecznej mgle. Minus dwa. Ubierz szalik i rękawiczki- mówię do Małego. Mama kup Maluchowi inną pomadkę do ust. Tą waniliową zlizuje. Wiesz smarowałam mu już Niveą, olejkiem z opuncji figowej wszystko pożera. Zjesz kawałek kołocza: z jabłkiem, czy z serkiem? Upiecz ciasto- odpowiada młodsza pociecha. Później. Mała choróbka wymyśla kulinarne wyzwania od śniadania do kolacji, a potem zostawia niezjedzone porcje. Budyń na śniadanie? Proszę bardzo. Pod koniec widzę, że 1/3 porcji to i tak za wiele. Lekarka poleca leczyć objawowo. Kaszle to syrop. Boli brzuszek, pół tabletki no-spy. Na katar krople do nosa...Może ty masz alergię na przedszkole?- śmieje się doktórka. Maluch nic nie odzywa się w gabinecie, za to w domu...nadrabia każdą straconą minutę. Zabierz go na górę- zdrzemnę się do Teleexpressu- prosi D.P. Maluch bawi się klockami, co chwilę podchodzi do mnie, czy aby mama ma baczenie na jego zabawę. Szykuje dla mnie jaśki na dywanie, bym była jak najbliżej stacji kolejowej, lotniska i drewnianych domków. Odgrywam mini role pilota, któremu brakuje pasażerów w samolocie. Maluch nurkuje do niebieskiego pudła. Mam, mam...Lecimy z ciocią do Dubaju...

niedziela, 6 listopada 2016

Czekam

Budzi mnie kaszel...Przestanie, czy nie przestanie...Zerkam na na zegarek na telefonie. Krótko po piątej...D.P. wróci dopiero po południu. Maluch, Maluch, chodź do mamy. Kręgosłup się zakleszcza częściej niż zwykle. Kaszlę- mówi cichutko. Słyszę. Połóż się na taty poduszce. Głaszczę go, śpiewam ulubione kołysanki....Jednak kaszel nie ustępuje, czas zejść, by zażyć syropy. . Dziecko wymiotuje. Przebieram je w świeżą pidżamkę...cały dzień jest przerywany wybuchami kaszlu. Znowu alergia?! Podaję mu jego ulubione potrawy, robię kluski do bograczu, który został z dnia wczorajszego. Zjada...malutko. Nie możesz być chory! Chodź do mnie. Kołyszę go na rękach. Usypia spokojnie i śpi. Już nie kaszle co chwilę...Wszystko musi poczekać. Wściekam się na D.P. że ogląda mecz, kiedy dziecko wymiotuje, że to ja z nim siedzę tylko, a on nie widzi, że czasami mam po prostu dość.Miałam wizytę u alergologa, przełożyłam. Kosmetyczka... Przecież dobrze wyglądasz...W jednej chwili mam ochotę go rozwałkować, a potem jak bierze Malucha z taką czułością, topnieję....Płacę za przedszkole. 10/11. Dziesięć dni w domu ze mną, jedenaście w przedszkolu. Gdzieś w pamięci mam Kubusia, którego mama zmarła na raka,miesiąc po jego urodzeniu. Rodziłyśmy naszych chłopaków w podobnych czasie w tym samym rudzkim szpitalu. Tylko, że ona leżała w izolatce. Jest jeszcze dziewczynka. Taka pięciolatka, córeczka koleżanki. Zmarła na sepsę. Więc ja z niepokojem sprawdzam czoło Malucha, tak jak kiedyś Małego...i czekam, czy nie będzie gorzej.

wtorek, 1 listopada 2016

Wspomnienie

Idziemy do twojej prababci i pradziadka. Do kogo idziemy? Po raz kolejny udzielam mu odpowiedzi. Dziwi się trochę, kiedy zamiast do domu ruszamy powoli przez cmentarne alejki. Z daleka dostrzegam niewielki pomnik dziadka, który nie żyje od ponad pół wieku. Z opowieści babci wywnioskowałam, że mama była jego ulubienicą. Na kilku czarno-białych fotografiach widać wysokiego, szczupłego mężczyznę brodzącego z dziećmi w wodzie. Szkoda, że tak młodo odszedł. Pewnie z babcią Marysią nie miałby łatwego życia, ale na pewno na nudę nie narzekałby, oj nie... Kolejny nagrobek prababci Kasi znajdujemy za pomocą wysokiego komina, który majaczy w oddali za ogrodzeniem cmentarza. Mniej więcej na tej wysokości spoczywa prababcia tak lubiana przez moją mamę, opiekunka jej dzieciństwa. Babcia kiedyś wybrała się nad Bałtyk i kiedy zobaczyła starsze kobiety w strojach kąpielowych rzekła: " Sodoma i Gomora. Kto to widział, by stare baby, takie gołe łaziły". Prababcia nie wahała się podejść do całującej się pary na przystanku, by zwrócić im uwagę, że to nie miejsce na takie zachowanie. "Suka nie da, to pies nie weźmie"- mawiała. Mocne. Mały zapala znicze na grobie wujka Wacka, pod krzyżem, mamy cioci Róży, pradziadka Janka i prababci Róży. Maluch zmęczony przysiada na ławeczce. Odwiedziny zmęczyły dziecko.


Kot w pustym mieszkaniu

Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś sie tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek