poniedziałek, 26 listopada 2012

Rożki migdałowe

Przepis na ciasteczka dostałam od mojej mamy w piątek i postanowiłam wczoraj wypróbować. Rożki wyszły bardzo kruche i smaczne i sądzę, że z powodzeniem możnaby zastąpić migdały startymi orzechami.
Z poniższej porcji wyszło dwadzieścia jeden maleńkich łakoci.
20 dkg mąki
14 dkg masła
75 g płatków migdałowych
7 dkg cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
Wszystkie składniki zagnieść i spakować do worka, który należy wstawić na godzinę do lodówki. Następnie z ciasta formujemy wałeczki jak na kopytka, kroimy na kawałki i zawijamy w rożek. Ciasteczka pieczemy w temperaturze 180 stopni, przez 15 minut. Gorące można posypać cukrem. Smacznego!:)


sobota, 24 listopada 2012

BIO

Chodzą czasami za mną różne smaki. Tak było z ciasteczkami owsianymi, które w końcu wczoraj upiekłam.
Wystarczy pół godziny, a na stole pojawi się chrupiący smakołyk.
Składniki na porcję 12 dużych ciastek:
pół kostki masła
1 jajko (freilaufende Eier:))
1 cukier waniliowy + 1/4 szklanki cukru- chyba, że ktoś woli słodsze, można dodać brązowy cukier
Powyższe składniki utrzeć mikserem na gładką masę
Następnie dodajemy:
niepełną szklankę mąki
1 łyżeczkę sody, nie kopiatą!
3 łyżeczki ciemnego kakao
Kiedy składniki połącza się:
Dosypujemy:
1,5 szklanki płatków owsianych
garść siemienia lnianego
pół szklanki rodzynków
Całość mieszamy dłońmi.
Formowanie ciastek przypomina mi lepienie klusek śląskich, które należy tylko spłaszczyć i położyć na dużej blasze. Piec w nagrzanym piekarniku 180 stopni, ok 15 minut.
Smacznego!


piątek, 23 listopada 2012

Żelki


Nie dawno naszła mnie refleksja o istocie świąt. Jak pogodzić obyczaje dwóch rodzin, mojej z której wyszłam i tej w której jestem. Śląska tradycja może wydawać się być prosta i uboga pod względem potraw. Jest karp, kapusta z grzybami, zaimportowane pierogi przez teściową, moczka, makówki, śledzików dwa rodzaje. Podczas gdy w moim rodzinnym domu samych zup były cztery: grzybowa z łazankami, żurek z uszkami, barszczyk czerwony ze świeżych buraków z fasolą jaś, rybna z łazankami, dalej łazanki z makiem, karp, kapusta z grzybami i grochem. Wszystkie te potrawy jadało się na jednym talerzu. Jaka oszczędność pracy i wody:) Teraz mam trzy talerzyki: obiadowy, mały na śledziki i głęboki na zupę- moczkę. Co jest niezmienne to modlitwa przed wieczerzą, dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń oraz prezenty. Najwięcej jest zawsze dla najmłodszych pociech, które entuzjastycznie okazują radość obdarowanego. Parę lat temu poprosiliśmy dziadków o fotelik samochodowy. Wydatek niemały. Prezent okazały czeka pod choinką. Sześciolatek otwiera paczkę z fotelikiem, z której wypada maleńka paczuszka żelków Haribo: „Hurra, moje ulubione”.

środa, 7 listopada 2012

Cierpliwość

Słuchaj, czy mam Ci pomóc zrobić porządek na biurku?- zapytałam. Nie, dziękuję, nie musisz. Poskładaj więc te rzeczy, bo zaraz się nimi zajmę. Po godzinie wchodzę do pokoju. Śmietnik na biurku jak był, tak jest. Składowisko wszelakich drobiazgów, pamiątek, niezbędnych karteczek, gazetek: Kaczor Donald, Bravo Sport. Plakaty czekają w kolejce na powieszenie na sosnowym suficie. Powoli zaczynam zgrzytać zębami, spinam się cała w sobie. Masz pięć minut! Oczywiście deadline mija dla mego niefrasobliwca niepostrzeżenie. Po chwili zawartość biurka ląduje na podłodze zmieciona moimi dłońmi. Zaczyna się w końcu wielkie sprzątanie i upychanie skarbów do pudełek po butach, czekoladkach, „kaczorki” równo poukładane, oczekują w szufladzie na swojego wiernego czytelnika. Do tej pory sobota kojarzy mi się z porządkami. Rano zakupy. Dawniej była to moja domena. Trzy jogurty, trzy serki, trzy bułki. Reszta w kawałku. Porządki również były skrupulatnie podzielone, między trzy siostry. Przypomina mi się zabawna sytuacja. Czekam, kiedy to młodsza siostra wyniesie śmieci. Śmieci w koszu rosną jak hałda na Halembie, a ta niewzruszona zajęta ważniejszymi sprawami. Zimna wojna trwa do wieczora. Wchodzę do jej pokoju z wiadrem i bez słowa wysypuję zawartość na środek pokoju. Obierki, papierki nie ważne. Czekam. Za chwilę widzę ją w drzwiach mojego pokoju. Zawartość ląduje na mojej nowej, beżowej wykładzinie. Zbieram wszystko. Już wiem, że tę bitwę przegrałam.

wtorek, 6 listopada 2012

Słodkie złoto

Niebo przywdziało dzisiaj zimne kolory. Jest niebiesko-szare, miejscami bure. Z okna widzę ostatnie samotne listki dyndające na gołych gałęziach. Smutno. W tej jasnej przestrzeni klucz ptaków. Ciekawe, czy zmieniają klimat na cieplejszy? Herbata z cytryną i miodem kupionym u pomarszczonej babci przy wejściu do Doliny Chochołowskiej, powoli rozgrzewa moje zmarznięte członki. Miód jest twardy, wielokwiatowy trzeba go wydrapywać łyżeczką. Jedna porcja ląduje na moim języku, druga w kubku z ciepłą herbatą. Pszczoła w ciągu całego życia produkuje mniej więcej jedną łyżeczkę miodu. Zjadam dorobek dwóch pszczół w przeciągu trzech minut. W jednej z bacówek widziałam sześciolitrowy słój miodu. Gospodyni kusiła nas złotym zakupem, ale nie byłam pewna, czy tego smaku szukało moje podniebienie. Zabawne było to, że kiedy zwracała się do swojego męża mówiła do niego gwarą, a do nas starała się mówić czystą polszczyzną. We Wiśle przy głównym deptaku jest fantastyczny sklepik, gdzie można kupić różne miody, nalewki, lekarstwa na bazie miodu, kosmetyki. W tym roku mój bardzo skąpy malec sprawił mi słodki podarunek urodzinowy. Słoik miodu rzepakowego. Zachwyciła mnie jego kremowa barwa. Dopiero później dowiedziałam się, że jest to miód o największej ilości aminokwasów i glukozy. Słońce zachodzi. Jesienne niebo zostawiło mu pomarańczowy pas na horyzoncie.