środa, 3 października 2018

Kłębuszki

Zostań w domu- proszę o piątej rano. Od kilku dni czuję, jakby życie toczyło się poza mną. Na badanie krwi idę obolała z gorączką 39 stopni. Proszę o tryb badania pilny. D.P. odbiera wyniki. Lekarka przyjmuje mnie bez kolejki. Potem leżę dwie godziny przyłączona do kroplówki z pyralginą. Wreszcie spokojnie zasypiam. Dostaję skierowanie do szpitala. Musze się wykąpać. D.P. stoi nade mną. Żegnam się z dziećmi. Nie ma nas ponad cztery godziny. Kolejne badania: krwi, moczu, rtg. Ciśnienie krwi 90/60. Zawsze takie pani ma? Nie zwykle jest o wiele wyższe. Ma pani dużo pisania z tym nazwiskiem. Przyzwyczaiłam się. Auu- krzyczę, gdy lekarka uderza mój brzuch. Pod drzwiami czeka D.P. teraz na rtg- mówię. Robię kilka kroków- słabo mi. Świat się robi ciemniejszy. Sadza mnie na wózek i wiezie na kolejne badanie. Żona zasłabła. W gabinecie wymiotuję rosołek ugotowany pierwszy raz w życiu przez niego. Potem leżę na sali z trzema łóżkami. Obok mnie leży pacjent cierpiący na marskość wątroby. Jest szaro-zielony. Dostaję kolejną kroplówkę i zastrzyk. Przychodzi lekarka z diagnozą. Jej starszy kolega jest przy wypisie. Szpital to nic dobrego, nabawi się pani jakiejś biegunki, albo gronkowca. Dostanie pani antybiotyk. Zaręczam, za trzy dni poczuje się pani lepiej. Proszę stosować dietę lekkostrawną, jakaś bułka z masłem, herbata. Mam swoją bułkę z masłem, kisiel, na obiad dorsza w pergaminie, herbatę do łóżka. Czuję się kochana i potrzebna. Zafrasowane oblicze męża pojaśniało....


2 komentarze: