piątek, 23 listopada 2012

Żelki


Nie dawno naszła mnie refleksja o istocie świąt. Jak pogodzić obyczaje dwóch rodzin, mojej z której wyszłam i tej w której jestem. Śląska tradycja może wydawać się być prosta i uboga pod względem potraw. Jest karp, kapusta z grzybami, zaimportowane pierogi przez teściową, moczka, makówki, śledzików dwa rodzaje. Podczas gdy w moim rodzinnym domu samych zup były cztery: grzybowa z łazankami, żurek z uszkami, barszczyk czerwony ze świeżych buraków z fasolą jaś, rybna z łazankami, dalej łazanki z makiem, karp, kapusta z grzybami i grochem. Wszystkie te potrawy jadało się na jednym talerzu. Jaka oszczędność pracy i wody:) Teraz mam trzy talerzyki: obiadowy, mały na śledziki i głęboki na zupę- moczkę. Co jest niezmienne to modlitwa przed wieczerzą, dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń oraz prezenty. Najwięcej jest zawsze dla najmłodszych pociech, które entuzjastycznie okazują radość obdarowanego. Parę lat temu poprosiliśmy dziadków o fotelik samochodowy. Wydatek niemały. Prezent okazały czeka pod choinką. Sześciolatek otwiera paczkę z fotelikiem, z której wypada maleńka paczuszka żelków Haribo: „Hurra, moje ulubione”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz