środa, 2 września 2015

Afrodyzjak

Dzisiaj przywitał mnie szary, pochmurny poranek. Po intensywnym upale, rozlewającym się oślepiającym blaskiem zmiana o trzysta sześćdziesiąt stopni. Oglądam zdjęcia Mamy Mądrego z Malty. Intensywna barwa morza kontrastuje z bielą skał. Jest tak cudownie pięknie. Mały zajada się ryżem z warzywami i kurczakiem...Uśmiecham się... Wiedziałam, że Ci będzie smakowało. Maluch powolutku zjada talerz zupy ogórkowej. Powolutku, powolutku. Słyszę te słowa ilekroć jadę z nim samochodem, czy pędzę z górki na rowerze. Płacze rozdzierająco, kiedy nie dostaje do rączki maleńkiego batonika. Słuchaj, paluszki będą się kleiły...Po minucie uspokaja się i grzecznie małymi kęsami zjada, podczas gdy ja trzymam w dłoni lepiący się słodycz. Mały pokazuje czerwone ślady po nocnej zabawie komarów w naszym domu. Kto ma więcej...Zdecydowanie wygrywam. Ukąszenie przez muchę końską wygląda na moim ciele jak wielki, czerwony, gruby  placek. Komary nic nie robią sobie z anty dezodorantów, które działają na nie jak afrodyzjak. Pamiętam ojca, który stoi na granicy węgiersko-rosyjskiej. Celnik nie chce nas przepuścić, bo jego najstarsza córka wygląda, jakby właśnie przechodziła jakąś chorobę zakaźną. Ojciec wtedy zdrapał komara z maski samochodu i podszedł z jego zwłokami do celnika. Ok, możecie jechać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz