środa, 9 września 2015

Ślimaczek

Dziewczynki zadzwońcie jak będziecie w Tarnowie. To był stały tekst babci Poli, która wstawiała przygotowane ziemniaki na kuchenkę. Zawsze czekał na nas pyszny, pikantny rosół z tak ogromną ilością warzyw, który Mały zjadał bez zająknięcia. Do rosołu babcia dorzucała mięso z indyka, a nawet kaczki. Na drugie najczęściej choć nie zawsze były kotlety mielone z pieczarkami, choć u babci nigdy nie można było być pewnym, co akurat przygotuje, bo jej inwencja twórcza zaskakuje mnie do tej pory. Chyba odziedziczyłam po niej taki kuchenny rozgardiasz, bo zwykle po moim pichceniu kuchnia wygląda jak po Rewolucji Francuskiej. Brakuje tylko gilotyny. Tak samo jest z potrawami, które zostawiam, tylko na chwilkę, bo chcę się ubrać, wykąpać...Mięso przypomina wtedy twardą zasuszoną podeszwę, a mój czekoladowy biszkopt został niedawno ochrzczony przez chłopaków "węgiel". Maluch przez kilka kolejnych dni, gdy podawałam mu jakieś ciasto, krzyczał: węgiel, węgiel. Podczas gdy D.P. z Małym zwijali się ze śmiechu. Dzisiaj urwisy mamy Bliźniaków obchodzą czwarte urodziny. Wiesz, jak zobaczyłam cię z nimi- powiedziała mi kiedyś siostra. Wiedziałam, że będziesz chciała mieć jeszcze jedno dziecko. Teraz sama mam takiego niezmordowanego dzikusa, który na spacerze całuje ślimaczki w skorupkę i ciągnie najdłuższy kij po chodniku...

2 komentarze: