wtorek, 22 listopada 2016

Smaki

Od kilku dni w górach szaleje halny. Halo, ja jestem tutaj na śląskiej wsi, a czuję jak by mój umysł oddzielił się od ciała. Zainspirowana zadaniem dla złotego dziecka, mieszam pachnącą, bursztynową masę. Nowy przepis, ale czy pierniczki z tego ciasta wyjdą równie dobre...Maluch nie odstępuje mnie na krok. Moja mała choróbka podciąga się na rączkach, by lepiej widzieć. Mogę, mogę?- prosi. Dobrze, to jest twój kawałek. Wbija najpierw jedną, za chwilę drugą foremkę w grudkę brązowego ciasta. Odganiam go od gorącego pieca, a potem od blaszki. Małego zwabia korzenny zapach na dół. Mmm chrupkie. Poczekaj trochę- mówię. To zmiękną. Niestety dzieci i D.P nic nie robią sobie z ewentualnej perspektywy osiągnięcia przez moje pierniczki tego upragnionego poziomu miękkości i zjadają z gorącej blaszki nim te zdążą wystygnąć. Przeglądam świąteczne przepisy, nowości, które wychodzą z czasopismami. Niektóre odpadają z marszu. Śledź z piernikiem. Niee, aż tak wysublimowanego podniebienia nikt u nas nie ma i później zostałabym z takim śledzikiem sama. Kaczka w czekoladzie...oj i tu byłoby ciężko o zwolenników. W niedzielę pochłaniam półlitrowy słoik jogurtu z makiem i marcepanem. Tylko pół- obiecuję sobie. Reszta na jutro. A potem wyskrobuję łyżką ostatnie ziarenka maku. Mmm... rozpływam się zadowolona. Pyszne, takie świąteczne...


1 komentarz:

  1. 😀👌💋super, zaczelas piec ?! Ja jeszcze.......nie 😜

    OdpowiedzUsuń