czwartek, 20 października 2016

Mordolepki

To poranne wstawanie mnie dobija- mówię do D.P. A co ja mam powiedzieć?! Wstaję godzinę wcześniej. To twoja praca, a mój wewnętrzny obowiązek, by wyprawić Małego do szkoły. Synuś co guzika nie potrafi przyszyć i sam widok igły go kłuje. Maluch zagląda ciekawie do metalowego pudełka po "mordolepkach". Co to jest? Prutek. Tak nazywam maleńki przedmiot, którym odpruwam wszystkie metki z ubrań. Ciekawią go szpileczki, igiełki, guziczki. Same skarby, dla takiego ciekawskiego malucha. Cukierków już nie ma?- upewnia się. Nie- kręcę przecząco głową. Zaszywam dwie maleńkie dziurki, które zrobiły się w pidżamie szturmowca ze Star Wars. Tańcowała igła z nitką....recytuję wierszyk Brzechwy w międzyczasie. Dziecko wyciąga metr krawiecki. Zmierzyć Cię? Tak. Duży jestem?- pyta się. Duży jak ogon kurzy. Maluch uśmiecha się. Wieczorem, kiedy gaszę światło w jego pokoju mówię: dobranoc, pchły na noc. Karaluchy do poduchy- dopowiada lokator sosnowego łóżeczka. Mama daj buzi- słyszę mojego dużego syna. Nie jesteś za duży? Głaszczę gimnazjalistę po policzku. Do wanny wsypuję garść soli z morzą martwego o zapachu rozmarynu. Jak się czujesz po ostatnim treningu- pyta trener. Mam zakwasy mięśnia dwugłowego uda. Pralka kończy się wirować w nocnej taryfie. Na ciepłym kaloryferze rozkładam dresy Malucha na jutro. Nawet nie wiem, kiedy zasypiam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz