wtorek, 20 października 2015

Filiżanka

Cały dzień z Maluchem, jeszcze tylko kilka zadań z geometrii i wieczór dla siebie. Na dworze nieprzeniknione ciemności, deszcz siąpi nieprzerwanie. Zimna wilgoć wdziera się pod kolejną warstwę ubrania. Trening trwa ponad godzinę. Biegam, wiszę, podnoszę, rozciągam się...Przy okazji ciekawie zerkam na okienko z napisem kalorie. W pół godziny spaliłam mój ulubiony batonik konstatuję z lubością. Z bieżni schodzę z lekkim uczuciem oszołomienia, zawrotu głowy. Wysiłek fizyczny dobroczynnie wpływa na moje samopoczucie, jest mi lekko i radośnie. Cudowna energia rozlała się po całym ciele. Będzie pani jadła kolację?- pyta mój trener. Herbaty się napiję- uśmiecham się do niego. Opowiada mi o wiewiórkach, które dokarmia w parku nieopodal. Żegna mnie mocnym uściskiem dłoni. Już dawno nie czułam tak miażdżącej siły. Przy nim wydaję się krucha i delikatna, jak filiżanka z cienkiej porcelany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz