wtorek, 6 października 2015

Od do

Maluch biega od huśtawki do zjeżdżalni. Nie spuszczam go z oczu, a mimo to chwila nieuwagi i po chwili słychać rozdzierający serce płacz. Wypluj piasek, wypluj. Pewnie jestem sino-blada, że mogło mu się coś stać. Kołyszę go w ramionach, tak jakbym chciała ukołysać swój strach. Zaglądam do buzi, w której piasek zmieszał się ze śliną. Po chwili się uspokaja. Zostaje jeden mały guz na pamiątkę. W sklepie z pieczywem już głośno dokazuje, wybiera precelka z makiem. Daj buzi. Jego jasnowłosy łebek wychyla się z okienka pojazdu. Jesteśmy tak krótko, czas wracać. Czy wyobrażam sobie? Owszem wszystko, różne scenariusze, choć zwykle te przygotowane przez życie są najlepsze, trzymają w napięciu do samego końca. Czasami w tym samym momencie zostaną przypieczętowane czyjeś losy. Upadek, by po chwili delikatnie się otrzepać i ruszyć dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz