poniedziałek, 16 lutego 2015

Tu, tam

Mały przygotowuje się do sprawdzianu z przyrody, Chodź przepytam cię, mówię. Jeży się, ale ostatecznie ulega. Dzisiaj Wyżyna Lubelska. Dokładnie odpowiada na moje pytania, a do mnie powoli dociera, że niedawno słyszałam opowieść, o lubelskiej wsi, gdzie w prawie każdym domostwie pędzą trunki. Pamiętam zapach gerujących owoców w szklanych balonach. Do suteryny prowadziły wąskie, betonowe  schodki bez poręczy. Uwielbiałam to miejsce, podobnie jak Mama Bliźniaków, z którą goniłam się pod ogromnymi płachtami wypranej pościeli. W pokojach miałyśmy zakaz dotykania czegokolwiek, nie mówiąc o robieniu bałaganu. Na ogródku, biegałyśmy po ścieżkach, wytyczonych między grządkami. Nie daj Boże, by noga którejś wnuczki przewróciła tyczkę z pomidorkami....Chowałyśmy się więc pod pościelą, wdychając zapachy całego domu. W suterynie babcia gotowała obiady, jedzenie dla Saby- dużej suki, zwykle była to kasza z mięsem, piekła nam macę na blasze, gdy robiła ciasto na makaron. Uwielbiałam te wszystkie zapachy. Ilość słoików z powidłami z gruszek z czarną jagodą, kiszonymi  ogórkami , kompotami z agrestu, żółtych czereśni przyprawiała o zawrót głowy. Moja egoistyczna i nieodwzajemniona przyjemność powoli przygasa jak polano w kominku. Czuję się jak w saunie. Ciepłe powietrze parzy ciało osłonięte ubraniem. Dość. Dość. Brzmi jak rozkaz w mojej głowie. Ktoś zasypia daleko. Tu, tam. Ulubione słówka Malucha. Czasami myli mu się. Wskazuje tu, a słyszę tam. Dość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz