poniedziałek, 25 stycznia 2016

Przyjemność

Jedziemy wcześnie z Małym na odczulanie. Z warstwy śniegu wyłania się zdradziecki lód. Maluch ślizga się, ubrany w czerwone, ocieplane spodnie po starszym bracie. Docieramy na miejsce przy dźwiękach Cose della vita. Z powrotem spieszę się, by Mały zdążył na swoją pierwszą lekcję.... Wybieramy kolejną parę rękawiczek dla Małego. Dziesięć kilogramów jabłek mobilizuje mnie do pracy. W kuchni unosi się cynamonowy aromat szarlotki. Słoiki...jak na złość tydzień temu oddałam teściowej. Szukam, wącham, szoruję, ale niektóre nadal pachną ogórkami kiszonymi na zupę....Wiesz, może jutro upiekę jabłecznik. D.P. patrzy się na mnie, jakbym zmysły postradała. Możesz nie piec ciasta do soboty. Misiu...mam przed oczami bajkę, którą ogląda Maluch. Mała Masza wszystko robi po swojemu. Mamusiu mogę trochę żurku? Nie, to na jutro. Tylko mały kubeczek...Chwilę później siedzi i pije zupę. Siedzę w wannie i czuję jakby moje serce ktoś ścisnął w dłoni. Po chwili oddycham swobodnie. Zawał serca...jeszcze powinny być jakieś duszności, drętwienie dłoni- myślę sobie. Nic takiego nie następuje. Kolejny skurcz tym razem łydki. Sprawne palce naciskają moją stopę. Po chwili jest dobrze. Ból zamienia się w przyjemność....

1 komentarz: