wtorek, 14 kwietnia 2015

Wiosna, wiosna...

Czy jest coś równie przyjemnego jak jedzenie na.świeżym powietrzu? Oj pewnie i jest...ale nigdzie tak jak na łonie natury nie smakują kanapki z serem żółtym i ogórkiem. Jajka na twardo, pomidorki, soczyste jabłka. Pamiętam smak herbaty robionej do plastykowej butelki lub kompot gotowany z owoców zerwanych w ogródku babci Poli i cioci Ani. Dostawałyśmy wilczego apetytu, a że kiełbasa nawet i toruńska była rarytasem, to te kanapki właśnie zapadły mi w pamięć. Do tej pory, gdy wyruszamy w dłuższą podróż każde z nas ma swoją wałówkę. Mały zjada wtedy jakieś trzy jajka. Zaczyna jeść, do dziesięciu kilometrów od domu. Zatyka się. Żółtko staje mu na chwilę w gardle. Maluch robi wokół siebie śmietnik. Największą frajdę sprawia mu na razie wydłubywanie miękkiego środka z bułki. Potem rzuca suchymi resztkami, tak więc zanim dojedziemy do celu pół samochodu jest zasypane okruchami. Pani Prezes, która od czasu do czasu przewozi bliźniaki szuka w Małym pomocy do umycia samochodu. Wiesz, te dzieci myślą, że może szyby są cukru, no zobacz moje okna?! Rzeczywiście małe szkuty odcisnęły swoje dłonie z każdej strony. Co poradzić. U mnie szyby są wycałowane, wymazane...Maluch nie żałuje sobie. Codziennie rozbraja mnie swoim zachowaniem. Wychodzę rano z pokoju. Siii- słyszę. No dobra chodź. Zanim jednak wyjdziemy z jego pokoju, zabiera trzy misie, ledwie mu się mieszczą w dłonie. Wiesz misie nie robią siku- tłumaczę. Niestety bez misiów nie pójdzie. Podobnie po południowej drzemce. Idziemy na dół?- pytam. Na dół, na dół- krzyczy. Scena się powtarza. Misie w rękach możemy ruszać. Próbowałam zostawić je na górze przy samych schodach, ale zaparł się jak mała kozica i dopiero jak pozbierałam zabawki ruszył się z miejsca. Grechuta śpiewa: Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty....W sercu wiosna, choć na dworze zimny wiatr urządził sobie dziką zabawę. Czekam na słońce, by musnęło moją twarz.

1 komentarz: