środa, 3 czerwca 2015

Działa

Niebo swoim błękitem przypomina mi wakacje w Chorwacji. Jedynie soczysta zieleń drzew mąci ten obraz. Tam nie ma takiej zieleni, ale też i u nas nie widziałam ziemi w rdzawym kolorze na polach. Jest ciepło. Mój jedenasto kilogramowy kamyczek siedzi w foteliku rowerowym. Niestety do czasu trwa ta grzeczność. Zaczyna ściągać kask, wysuwać ramionka z pasów. Nie jest lekko utrzymać dyscyplinę za swoimi plecami. Przygotowuję przyczepę. Osy znowu zrobiły sobie gniazdo w kominku. W szufladzie zapomniane forinty, może jest tego sześćdziesiąt złotych. Lepszy obiad dla Małego lub parę butelek węgierskiego wina. Finał LM szykuje się w madziarskim barze obsługiwanym przez nęcącą dziewczynę. Tyle, że nic mnie nie jest w stanie zachęcić do tego wyjazdu. D.P. nie rozumie, ale prosi, nakłania, że tylko ze mną. Nie wierzę, a może nie chcę wierzyć. I nie chcę słuchać. Zatem jak męski wyjazd, to zabieram chłopaków. Nie. Maluch zostaje ze mną. Nie oddam mojego piwnookiego. Jest za żywy, za malutki, nie upilnujesz go! To nie dwie, góra trzy godziny. To może na wakacje też sam pojadę? Może...O wakacjach nie chce mi się myśleć. Kciuk i palec wskazujący bolą od dłubania słonecznika. Czarne jak u mnicha z powieści "Imię róży" Umberto Eco. Otaczają mnie różni ludzie, uśmiecham się, jestem jak dobrze naoliwiony mechanizm, który nie zawodzi. Ciało mieści się w rozmiar trzydzieści sześć, waży pięćdziesiąt siedem kilogramów. Niby idealnie według Broca i Lorenza....ale to tylko moja zewnętrzna powłoka. Tak jak okulary słoneczne,które zakrywają oczy odmalowujące wszystkie emocje i uczucia. Działa.

2 komentarze: