piątek, 12 czerwca 2015

Goga-Goga

Maluch marudzi. Inaczej niż zwykle. Wchodzę do pokoju i widzę dwa iskrzące się oczka. Temperatura w ciągu godziny skoczyła o dwa stopnie. Znoszę na rękach mój ciężarek, który się przytula do mnie..Zimna- słyszę. Rzeczywiście nasiąkłam chłodem parteru. Truskawkowa dawka leku przeciwgorączkowego ląduje w rozpalonej buzi. Na zmianę kładziemy się z D.P. obok niego. Cicho piszczy, gdy chcemy wyjść z pokoju. Co cię boli? Brzuszek. Na szczęście noc minęła mu spokojnie. Przełożyć go do łóżeczka? Nie zostaw. Śpimy razem, choć ja po drugiej stronie łóżka. Rano jest lepiej, ale w południe wirus daje znać o sobie. Maluch budzi się ledwo po półgodzinie. Jest rozpalony jak piecyk. Powoli wypija swoje mleko i kładzie się z misiem Goga-Goga obok mnie. Misiek został wygrany przez Małego podczas biegu i wtedy podarował go swojemu malutkiemu braciszkowi, a ten go ukochał miłością bezgraniczną i bez Gogi-Gogi nie zaśnie. Ładnie ci w czarnym. Szare spojrzenie mężczyzny lustruje moją sylwetkę. Uśmiecham się mimowolnie na ten komplement i czuję jego wzrok na sobie, więc nie patrzę...Pewnie dlatego...Kiedy włączycie prąd? Pytam mężczyzn przy słupach wysokiego napięcia. Zatem pół godziny wystarczy na zakupy. Maluch zasypia przy dźwiękach głośnej muzyki z radia...."wstaję mimo tylu ran i znów do góry głowę......idę dalej sam nie trzyma mnie już nic...." Chce mi się tańczyć, tak jak kiedyś gdy wystarczyło włączyć płytę i pląsać po pokoju....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz