sobota, 13 czerwca 2015

Symbolicznie

Budzę się dobrze przed budzikiem. Sprawdzam zawartość plecaka, który robi się coraz cięższy. Pociąg odjeżdża z Katowic o 5:32 zdążę zostawić samochód i kupić bilet. Jednak w głowie wciąż pulsuje słowo szaleństwo. Dobrze, zatem zdam się na los. Jeśli nie spotkam na swej drodze żadnego samochodu, to jadę. Droga pusta. Dopiero na Zakopiance większy ruch. Piję latte na stacji benzynowej. Słucham stacji radiowej. Wiadomości przeplatają się z ulubioną muzyką....W jednym momencie chwila zawahania. Na drodze widzę przeszkodę w postaci jakiejś suchej choinki. Zjeżdżam na przeciwległy pas ruchu. Za mną kierowca białego tira przytomnie reaguje. Usuwa drzewo z pasa. Kto u licha to zostawił? Samochód zostawiam na kempingu. Z międzynarodową ekipą docieramy busem do Kuźnic. 3:15 do mojego celu. Ciepło, choć wietrznie. Smaruję ciało kremem z filtrem omijając szyję. Wieczorem odczuję swoje zaniechanie. Nie spieszę się, ale krok po kroku idę coraz wyżej. Jest tak pięknie, pachnie sosnami, które towarzyszą mojej wędrówce przez dobrą godzinę. Mam lepszą kondycję niż 19 lat temu. Na szczycie zagłębiam się w granitowym fotelu. Wiatr z każdej strony owiewa moje rozpalone ciało. Jestem, jestem!! Dotarłam i rzeczywiście mimo, że Cię nie ma, to czuję, Twoją obecność. A może chcę ją czuć, bo nie chcę być sama. Chcę się podzielić moją radością i tym pięknem, które mnie otacza. Zimne powietrze klimatyzacji chłodzi moje ciało, siedzę i mam ochotę zasnąć. Zmęczenie powoli wychodzi ze mnie. Włosy sypią się na czarne siedzenie, zostają obok dłuższych brązowych. Pytania, odpowiedzi...rozmowa, bliskość na wyciągnięcie ręki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz