środa, 10 czerwca 2015

Kawa

Jedziemy na zakupy- rzekłam do Malucha. Dziecko entuzjastycznie pobiegło po skarpetki i wpakowało się na krzesło. Z bucików wysypał się złoty piasek prosto na jasne spodnie. Na zmianę zapominamy o tych jego adidaskach, które notorycznie ściąga w samochodzie. W moim ulubionym sklepie nowa twarz przywitała nas z uśmiechem. Szuka pani czegoś konkretnego? Tak, czarna bluzka i spodnie. Coś nieoficjalnego. Maluch zaczął otwierać szafkę z wężem przeciwpożarowym. Ciężko będzie, zerknęłam na niego. Duże lustra i wielkie zasłony zajęły go na pięć minut. Potem jeszcze zdążył poturlać czerwoną pufę. Wszystko to robił z pozycji swojego wózka. Zadanie utrudnione, ale wykonalne. Będziesz po jarzyny ?...Do mojej kapusty brakuje koperku. Cały wiecheć ogromnego kopru i kilogram ogórków lądują w zielonej reklamówce. Odłożone truskawki leżą na stoliku obok. Gdzieś na pierwszym piętrze mignęła mi znajoma, kobieca twarz. Sprzedawca sałaty nic nie mówi, ale widzę, że oczy mu się śmieją. Mimowolnie stał się uczestnikiem zabawy. Kolejny miesiąc konstatuję. Zakłopotanie....wielkie jest we mnie nadal. Taka pewność siebie wymieszana z niepewnością. Szare spojrzenie trafnie rejestruje najmniejsze zawahanie. A ja nie chcę rozczarować i udawać czegoś, czego nie czuję i czego po prostu we mnie nie ma....może kawy?

4 komentarze: