wtorek, 12 maja 2015

Zdążyć

Zajadam się twardą rzodkiewką. Szczypie w język i podniebienie. Sprzedawca pospieszył się ze zwrotami. Kobieta kupuje trzy paczki soczyście zielonego szpinaku. Co będzie pani przyrządzała?- pytam zaciekawiona. Do jajecznicy dodam. Cała pani drży- mówi rehabilitantka. Moje ciało buntuje się, łapią mnie skurcze. Ostatnie ćwiczenie boli, ale jest to przyjemny ból. Tego było mi trzeba. Piwne oczy ciemnieją. Mijany staw przyjemnie pachnie. Przez chwilę mam wrażenie, że jestem na Mazurach. W piekarni skończył się kołocz. Czyste lady świecą pustkami. Może jutro zdążę...Mam dreszcze. Ciało domaga się ciepła. Zakładam wysłużony polar, z którym trudno jest mi się rozstać. Powoli rozgrzewam się, pijąc kawę z mlekiem. Maluch widząc mój kubek wskazuje na pszczółkę i krzyczy bee. Gdzie jest butterfly syneczku? A flower? Bezbłędnie wskazuje odpowiedzi. Mały dzieli się wrażeniami z wycieczki. Widzisz, a tak nie chciałeś jechać. Szykuje się piłkarski wieczór. Uprzedza mnie D.P. Serwuję na obiad wołowe burgery. Mama one wyglądają jak te śląskie kotlety, no wiesz jak one się nazywają....Dziecko masz 25% śląskiej krwi, mieszkasz na Śląsku, a nie pamiętasz, że kotlety mielone to karminadle....żartuję z Małego. Oglądamy wspólnie nasz ulubiony teleturniej. Mały dojada kolację. Idź się uczyć, za tydzień zebranie- ostrzegam. Maluch jest senny. Rano budzi się skoro świt. Mleko! Dziecko słuchaj jest 5:30. Przed siódmą jedziemy razem na zakupy. Kiedy widzi pieczywo, domaga się chrupiącej buły. U Widerki częstują go parówką. Zajada ją ze smakiem. Uwielbiam te letnie poranki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz